piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział czwarty: Cały czas o nim myślałam



"Shantel, Shantel, Shantel"

W mojej głowie aż roiło się od pytań, które chciałabym zadać...W sumie to komukolwiek, kto byłby w stanie odpowiedzieć na nie wszystkie, albo chociaż na połowę. Tak przypomnę tylko, że mam wymazaną z głowy prawie całą historię mojego życia i nie wiem o co chodzi dosłownie we wszystkim co mnie otacza, więc fajnie by było czegoś się w końcu dowiedzieć, ale jakoś nikomu się nie spieszy z pomocą.
Shantel?
Była normalną dziewczyną. Uśmiechniętą, odważną, zaradną, przyjacielską. Potrafiła mieć gorsze dni, gdzie nie dało się z nią wytrzymać i należało ją omijać szerokim łukiem, ale czy każdy z nas takich nie ma? Miała wiele przyjaciół, ale trzymała się raczej naszego grona. Zawsze należała do tych ładniejszych, oczywiście kiedyś z Silver w żadnym stopniu nie mogła się równać, nikt nie mógł. Ale za to u niej zawsze przeważał ostry i że tak powiem "głośny" charakter.  Ale wtedy była inna, taka...Naturalna. To chyba dobre określenie. Dzisiaj jej nie poznałam, czy to nie mówi samo za siebie? Wszystko się tak pochrzaniło, a ja zamiast po powrocie cieszyć się ze swoją dawna paczką, że udało mi się wyjść z tego wszystkiego, no z jakiejś części, zastanawiam się dlaczego nie chcą ze mną rozmawiać i ile się wydarzyło podczas mojej nieobecności.
-Panno Malik?- Usłyszałam czyjś gruby głos, który wydawał się tracić cierpliwość.- Mówię do ciebie już z dziesięć minut, mam cię w jakimś specjalnym piśmie poprosić o wysłuchanie?
Tak...Nauczyciele do najfajniejszych tu nie należeli. Jednym słowem: Odwal się ode mnie kobieto, bo robisz z siebie idiotkę.
-Przepraszam, co pani mówiła?- Wysiliłam się na miły uśmiech, ale w środku czułam znów taki niepokój, jakby miało się zaraz coś stać, więc raczej wyszedł mi szczękościsk, albo inna kwaśna mina. Z nerwów zaczęłam skubać skórki przy paznokciach. Kobieta westchnęła głośno i popatrzyła na mnie jak na kretynkę. No przecież nie moja wina, że tak pochłaniają mnie moje myśli, iż nie ma dla mnie wtedy świata dookoła. Gdyby działo się wokół niej tyle co u mnie, może by zrozumiała.
-Masz po lekcjach w bibliotece dodatkowe zajęcia. Musisz nadrobić materiał, a chłopak, który ci pomoże, odbębnić kare za kradzieże. Miłego dnia... - Posłała mi najsztuczniejszy uśmiech, jaki widziałam w swoim życiu i zniknęła, a ja zostałam z pustką w głowie na środku korytarza, gdzie nie powinnam być. Od 30 minut trwa lekcja matematyki, na której powinnam być, ale jak zauważyłam, chyba tylko ja przykładam do tego jakąś wagę.
Wróciłam do swojej szafki i wyjęłam książki na następną lekcję. Nie opłacało się iść już na tą, więc skierowałam się w stronę sali, gdzie odbywać się następna. Dzwonek zadzwonił, a uczniowie wyszli, a ja zajęłam sobie ostatnią ławkę pod oknem. Historia to raczej nie moja bajka, więc to miejsce będzie genialne na rysowanie, rozmyślanie, gapienie się gdzieś w otchłań. Do sali zaczęli schodzić się zapewne tylko ci, których coś ten przedmiot obchodził i zajmowali poszczególne ławki. Wyjęłam swój zeszyt i kilka ołówków, które miałam w torbie. Musiałam się odstresować, bo mimo iż nie okazuje tego po sobie, w głębi boje się cholernie tego spotkania ze "złodziejem". Do czego doszło w tej szkole, że nawet dyrektorka powiedziała to z takim spokojem? Myślę, że ten chłopak może być niebezpieczny... Skoro już od takiego wieku ma problem z prawem... Może także jest zabójcą? A jeśli nie to na pewno jest na dobrej drodze do tego... Już teraz rozumiecie czemu nie za bardzo chcę się z nim widzieć i byś sam na sam nie licząc bibliotekarki.
Zaczęłam bazgrolić coś po zeszycie, a gdy to nawet wydało się nudnym zajęciem, wlepiłam swoje oczy w przestrzeń gdzieś za oknem. Pogoda była ponura, ale ludzie i tak świetnie bawili się w swoich gronach przed budynkiem szkoły. Tacy, weseli, roześmiani, zazdrościłam im tego cholernie.
 "Czy oni nie powinni być na lekcjach?"- pomyślałam po chwili zastanowienia i walnęłam się w myślach ręką w czoło, gdy zorientowałam się jaka jestem głupia.
"Lilly, to już nie to samo..."- Kolejna myśl przeleciała mi przez głowę, gdy usłyszałam swój wymarzony dzwonek na przerwę. Zostało mi jeszcze trzy lekcje, które spędzę pewnie w taki sam sposób jak tą.
Po paru odsiedzianych godzinach kroczyłam już najpewniejszy krokiem na jaki było mnie stać w kierunku biblioteki. Proszę zabierzcie mnie stąd, bo chyba zwymiotuję na środku korytarza.
Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Myślałam, że będę musiała prosić kogoś o pomoc w odnalezieniu mojego dzisiejszego "nauczyciela", ale no kto by się teraz oszukiwał? Tu nikogo nie ma oprócz niego. Pewnie wszyscy są na jakichś imprezach popalając trawkę i sącząc z kolorowych plastikowych kubków whiskey  lub jakiś nieznany mi rodzaj wódki.
Moje ręce, jakby na zawołanie dostały drgawek, zaczęłam przygryzać wargę, a w środku czułam jak telepie się ze zdenerwowania. Podeszłam chwiejnym krokiem do stolika, przy którym siedział chłopak w kapturze, przez co nie mogłam ujrzeć jego twarzy.
Odsunęłam delikatnie krzesło i dalej stałam jak święta krowa na środku przejścia. Nieznajomy, jednak na mój ruch, podniósł głowę do góry i z minął, "Siadłabyś w końcu, bo chcę stąd szybko iść.", pokazał ręką, że właśnie to mam wykonać. Dokładnie w tym momencie wiedziałam już kim jest, a on dobrze rozpoznał mnie. Między nami panowała cisza, która irytowała mnie z sekundy na sekundę coraz bardziej, a do tego dochodziły ogromne nerwy.
-Więc... Wróciłaś?- Takie to dziwne? Każdy się zachowuje, jakby to było niemożliwe, ale tak jestem tu!
-Tak jakby...- posłał mi nieśmiały uśmiech, czym totalnie zbił mnie z tropu.
-Jak się trzymasz?- Bawił się swoim długopisem, a z jego oczu biła niepewność, jakby nie wiedział, czy powinien mnie o to pytać. Co było nieco dziwne, bo inni traktowali mnie z góry.
-Dobrze? Chyba... A ty? Wiesz, jak Maggie żyła...
-Pomagała mi, tak wiem. Teraz kradnę, więc jakoś daje radę. - uśmiechnął się nie pewnie. -Ale to pewnie już dyra ci powiedziała.- Zaśmiał się, jakby to była taka naturalna rzecz w świecie. Był chyba z nich wszystkich najswobodniejszy w stosunku do mojej nędznej osoby.
-Możesz zawsze do mnie przyjść, pomogę ci...- zaproponowałam, choć dobrze wiedziałam, że tego nie zrobi. Pamiętam go z dawnych czasów. Oboje wiemy, że tylko Maggie umiała mu pomóc, wysłuchać, poradzić gdyż swoim wpływem, który wywierała na ludzi, wyciągnęła z niego wszystkie ważne informacje. To wtedy dowiedzieliśmy się, że miał problemy z pieniędzmi i rodzicami. Wszyscy pomagaliśmy mu jak się dało, ale to ona zazwyczaj zmuszała go, żeby to przyjąć. Miała na niego sposób, którego my nawet nie znaliśmy, od zawsze mieli jakieś swoje tajemnice.
-Jasne- odpowiedział mimo tego, że obydwoje wiedzieliśmy jak będzie.- To co nadrabiamy materiał?- Pokiwałam twierdząco głową i otworzyliśmy swoje książki. Przyznam, że chyba całkiem dobrze się uczył. Pewnie dlatego, że szkoła mogła mu przyznać stypendium, któro było mu potrzebne. Martin i tak zawsze był inteligentny, więc pewnie nie miał z tym większego problemu. Tłumaczył dość dokładnie, całkiem zrozumiale i pewnie słuchałabym go dalej, gdyby nie fakt, że czułam na sobie coś niepokojącego. Nie wiem, czy to ja jestem tak przewrażliwiona czy wszyscy tak mają, ale wyczuwam z kilometrów coś co mogłoby mi zagrozić. Starałam się długo na to nie zwracać uwagi, ale mój charakter mi na to nie pozwalał. Obejrzałam się dokoła siebie, ale w pobliżu najbliższych metrów niczego nie wychwyciłam. Głos chłopaka był dla mnie już ledwie dosłyszalny. Nagle usłyszałam jak spadła komuś książka na podłogę. Moja głowa powędrowała w tym kierunku i już wiedziałam.
Harry.
Harry Styles.
Wyglądał perfekcyjnie stojąc tam, między regałami z książkami. Jego ręka nonszalancko leżała na jednej z półek, co było już dla mnie znakiem oczywistym, że to on zrzucił jedną z powieści lub czegoś innego, abym zwróciła na niego swoją uwagę. Minę miał pewną siebie, jednak widać było, że jest wkurzony. Nikt w tym momencie by z nim nie wygrał, nikt by mu się nawet nie postawił. Całe ciało miał napięte, jakby chciał zaatakować.
Stał tam z jakimś kolegą, który wydawał się przeciwieństwem jego, ale był tak samo umięśniony i bardzo przystojny. Wyglądał na dobrego kumpla. Cały czas coś do niego mówił ożywionego i był bardzo tym podekscytowany, na co chłopak delikatnie śmiał się pod nosem nie zdejmując z twarzy aury wkurzenia, któro pewnie byłos powodowane moją obecnością, co zbytnio mi się nie podobało. Czułam w sobie, jak strach, zdenerwowanie, ale i nutka zainteresowania jego osobą, paraliżowały mnie wzdłuż kręgosłupa.
-Lills? Słuchasz mnie?- Dobiegł do mnie wreszcie jakiś dźwięk. Potarłam ze zdenerwowania lekko swój policzek i skierowałam swój wzrok na chłopaka.
-Tak.- Pokiwałam twierdząco głową i wróciłam do notowania, czując jak jego wzrok dalej spoczywa na mojej osobie, aż w końcu poczułam spokój. Ulga. Popatrzyłam w kierunku miejsca, gdzie stał, ale go tam nie było, jakby się ulotnił. Nie wiem, jak to robi, ale przeraża mnie, wkurza, a zarazem przyciąga jak magnez.
-To na dzisiaj koniec.- Uśmiechnęłam się na znak, że rozumiem, ale co znaczy na dzisiaj? To nie było jednorazowe spotkanie? Choć może to sprawi, że załapie z kimś jakikolwiek kontakt? Zależy mi na tym, ponieważ sprawia wrażenie, że można mu ufać i że mnie nie zostawi. - Do jurta.
Spakowałam swoje książki i tak jak to zrobił Martin, skierowałam się do wyjścia. Zabrałam jeszcze tylko z szafki swoje rzeczy i to by było na tyle jeśli chodzi o dzisiejszy dzień w szkole. Z wyraźną ulgą popchnęłam duże żelazne drzwi i poczułam powiew chłodnego powietrza, które zwiastowało wolność. Zaciągnęłam się deszczowym zapachem i powoli schodziłam po schodach. Nagle zza rogu usłyszałam hurgot silników motorowych. Ktoś zawzięcie dodawał gazu przez co hałas szedł na najbliższą okolicę. Dookoła unosił się dym, a chłopaki siedzący na swoich sprzętach wreszcie ruszyli z piskiem opon. Jechali tak szybko, że od samego patrzenia na nich zrobiło mi się niedobrze, a co powiedzieć, gdybym miała tam jeszcze siedzieć...
W pewnym momencie jeden z motorów gwałtownie się zatrzymał. Chłopak w skórzanej kurtce przez silne zahamowanie przechylił się na siedzeniu najpierw do tyłu, a potem do przodu, ale niewzruszony tym odwrócił się w moją stronę. Przerażona pisnęłam na ten widok i zakryłam ręką usta, a on natomiast zdjął okulary przeciwsłoneczne i posłał mu swój, jak dla mnie, wnerwiający, ale piękny uśmiech.
I znów on, ten sam chłopak. Chyba nie muszę już pisać jego imienia. Puścił mi oczko i założył z powrotem swoje okulary. Stał tam jeszcze chwilę i wpatrywał się we mnie intensywnie, jakbym była czymś nierealnym, ale w końcu ruszył i zostawił mnie samą na środku placu przed szkołą.
W drodze do domu cały czas o nim myślałam i to mnie jeszcze bardziej dołowało. Nie chciałam się w nim zakochiwać, bo na wstępie mogłam stwierdzić, że byłaby to niespełniona miłość, a nie miałam ochoty na bezcelowe płakanie w poduszkę, patrzenie na niego ukradkiem czy robienie niepotrzebnych nadziei. Sory, ale nie mam trzynastu lat... To nie wypali, że niby ja i on? To śmieszne nawet jest. Zresztą on mnie nie kręcił w ten sposób, kiedyś zakochiwałam się w chłopakach i było to inne uczucie. Tu towarzyszyła mi niepewność i nie miałam pojęcia co on ode mnie naprawdę chce i chyba to najbardziej nie dawało mi spokoju... Zastanawianie się po co w ogóle na  mnie zwraca uwagę, bo już na wstępie wykluczyłam, że może mnie uważać za atrakcyjną. Ja w żaden sposób taka nie jestem, ale tego mu nie muszę mówić, przecież jak już pierwszy raz mnie zobaczył mógł to stwierdzić.



~ Dwie godziny później~


Szłam smętnie korytarzem w stronę łazienki. Jak zwykle dało się usłyszeć głośną muzykę dochodzącą ze strychu, gdzie Zayn zapewne zaprosił swoją paczkę i wolę nie wiedzieć co tam robią… Zapraszał często tam swoich znajomych, którzy na pierwszy rzut oka, wyglądali na naćpanych, pijanych, albo po prostu taki mieli wyraz twarzy.
 Sufit lekko się uginał wydając zgłuszone dźwięki.
- Ałcz! – jęknęłam, gdy moja głowa napotkała jakąś twardą przeszkodę, od której zszokowana szybko odskoczyłam. Złapałam się za pulsujące miejsce, a mój wzrok napotkał jakąś dużą postać, która miała męską koszulkę z jakimiś nadrukami, a ręce pokryte kolorowymi tatuażami. Podniosłam wzrok na jego twarz i już spokojnie mogłam zacząć się modlić. Cholera, co za perfekcja… Jego wzrok zaczął pochłaniać mnie całą, więc najszybciej jak potrafiłam, odwróciłam wzrok.
- Kogo my tu mamy… – Poruszył śmiesznie brwiami, łobuzersko się uśmiechając, a w jego spojrzeniu mogłam uchwycić rozszerzone źrenice, co było efektem wciągania jakiegoś gówna. Trochę się przeraziłam, bo miałam pojęcie co osoba mogła robić po narkotykach miękkich. – Zayn mówił, że wyszłaś gdzieś z koleżanką…
- Tak mówił? Może nie bez powodu? – Popatrzyłam na niego przelotnie i starałam, żeby wyszło to jak najobojętniej umiałam. Nie mogłam sobie pozwolić na coś więcej, ponieważ mogło się to w różny sposób potoczyć, a tego wolałam uniknąć.
- Coś sugerujesz? – Uśmiech nie schodził mu z twarzy i nie dawał mi odpocząć od swojego spojrzenia, o co go błagam już tysięczny razy dzisiaj w myślach.
- Może po prostu wyczuł, że nie będę zachwycona rozmową z tobą – palnęłam prosto z mostu, dziwiąc się skąd we mnie tyle odwagi i szczerości. Zaczęła mnie przytłaczać jego obecność, więc postawiłam krok w tył, na co on przybliżył się jeszcze bliżej do mnie niż wcześniej. Wzdrygam się na ten krok z jego strony, a moje nozdrza wypełnił jego zapach mięty, który należał do niego i jeszcze jakiś dziwny zapach jakby ziół.  Chyba wolałam się nie dowiadywać co to mogło by być. 
- Skąd w tobie tyle złości? – wyszeptał zmysłowo i musiałam zmusić swoje oczy by się nie zamknęły z rozkoszy, co mnie ogromnie zdziwiło, że ktoś może z mną robić takie rzeczy. Mimo swojej woli odsunęłam się jeszcze dalej od niego, bo uważałam, że tak należy...
- Przepraszam, ale chciałabym pójść do toalety – powiedziałam jak najkulturalniej umiałam i chciałam go szybko wyminąć, ale znów zagrodził mi drogę.
- Czemu jesteś dla mnie taka zimna Lills? – spytał prowokująco i chciał złapać mnie za rękę.
- Nie rób tego! – krzyknęłam, nie panując nad nerwami i przeklinając siebie samą w duchu, że też musiałam na niego trafić wychodząc z pokoju! Ja już nawet we własnym domu nie mogę czuć się swobodnie i bezpiecznie! – Ymmm… nie lubię, gdy ktoś to robi – wymamrotałam, a jemu zszedł uśmiech z ust i popatrzył na mnie poważnie i współczująco, jakby szukał w moich oczach odpowiedzi na pytanie, którego nawet nie zadał.
- Harry cwelu! Gdzieś ty polazł?! Miałeś tylko wyskoczyć po piwo – wrzasnęła ze schodów Sky, która schodziła po stopniach. – O! Lilly myślałam, że wyszłaś z domu…
- Przed chwilą wróciłam – powiedziałam radośnie, jakbym rzeczywiście cieszyła się na jej widok i była pełna entuzjazmu. To takie komiczne, jak bardzo człowiek może nakładać wybrane maski, które by chciał, a inni nie mogą ich odczytać tak jak powinni… Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że przecież Harremu powiedziałam, że przez cały czas siedziałam w domu. Przegryzłam zębami wargę wreszcie wymijając chłopaka, który wyglądał na zamyślonego i modliłam się w duchu, aby mnie nie wydał.
- Chodź do nas na górę. – Machnęła ręką w moją stronę gestem zapraszającym.
- Wiesz co… z wielką chęcią, ale jestem taka padnięta, że chyba położę się spać – wymamrotałam „sennie”. Jej twarz przeszła zmarszczka, a po chwili pokiwała głową, że rozumie, co chyba pół na pół było prawdą. – To ja już pójdę. – Uśmiechnęłam się w ich stronę, zatrzymując się wzrokiem za długo o jakieś dwie sekundy przy chłopaku. Gdy odchodziłam w stronę swojego pokoju usłyszłam jeszcze za sobą.
- Wiesz, że kłamała? - To był z pewnością głos umięśnionego chłopaka, który tak bardzo mieszał mi w głowie i to wcale nie pozytywnie.
- Wiem - odpowiedziała mu Skyler szeptem, który i tak wychwyciłam. Weszłam do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi i zjechałam po nich w dół, mocno zaciskając powieki. Odetchnęłam niby z ulgą, że mam to już za sobą, ale z drugiej strony miałam ochotę się porządnie w coś walnąć. Jak ja mogłam zrobić z siebie taką idiotkę?! Tylko na tyle mnie stać? Chować się i nie wychodzić z pokoju całymi samotnymi popołudniami, których tak bardzo nienawidziłam... Odkąd moja przyjaciółka odeszła zawsze byłam sama, co było najgorszą karą jaką ktokolwiek mógł mi dać. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia za co, ja nic takiego nie zrobiłam! A nawet jeśli już ktokolwiek chce ze mną porozmawiać czy po prostu posiedzieć, ja chowam głowę w piasek i wykręcam się jak mogę, a oni i tak znają prawdę i myślą pewnie, że ich po prostu nie lubię i mam ich w dupie. Ale z drugiej strony, nie oszukujmy się nigdy nie będę się z nimi przyjaźnić, to nie moja liga, a oni nawet by mnie nie polubili, jestem od nich o dwa lata młodsza! I na pewno nie będę wciągać jakichś prochów, po których nawet nie wiem co będę robić! Tam nie ma dla mnie miejsca i to właśnie ten czas, żeby to sobie na głos powiedzieć i zapamiętać.
- Przeszkadzam w czymś? - Usłyszałam sarkastyczny głos, który na pewno pochodził z tego pomieszczenia. Pisnęłam zaskoczona i szybko otworzyłam szeroko oczy. Była to dziewczyna o piękny, długich, kręconych kasztanowych włosach sięgającym do pępka, usta miała pełne, muśnięte malinowym błyszczykiem, a brązowe oczy były podkreślone delikatnie czarnym eyelinerem. Ubrania, które miała na sobie z pewnością należały do bogatych marek. Shantel.
- Co ty tu robisz? - spytałam spanikowana, próbując się szybko jakoś ogarnąć. Szybko wstałam poprawiając ubrania, które miałam na sobie, ale nagle jakby straciły na wartości, gdy popatrzyło się na osobę, która siedziała wygodnie ustawiona na moim posłaniu.
- Przyszłam się przywitać, widziałam cię dzisiaj w szkole i pomyślałam, że nieźle zabłądziłaś. - Jej usta ułożyły się w delikatnym śmiechu.
- Co masz na myśli?
- Jeżeli chcesz w tej szkole zabłysnąć i coś znaczyć to nie możesz się zadawać z osobami, którymi wszyscy pomiatają.
- Chodzi ci o Silver? - spytałam zszokowana.
- No raczej, może jak przekonam moją drużynę to cię przyjmą. Możemy razem tworzyć zgrany duet, będziesz pasować - mówiła pewnie jakby z góry juz założyła, że stanie się tak jak mówi. Niewiarygodne jak człowiek może zmienić się przez te dwa lata.

- Wyjdź stąd - wysyczałam, a na jej twarzy perfekcyjnej twarzy pojawiło się parę zmarszczek. 




"Niedawno byliśmy dziećmi, a świat był piękny.
Potem doszły problemy, uczucia, jakieś błędy."



----------------------------------------------------------------

Hejka moi kochani!
Więc jest nowy rozdział. Mam nadzieje, że przypadnie Wam do gustu.
W sumie nie będę się rozpisywać. Chciałabym polecić bloga Sylwii, która wróciła do pisania i zaczyna jakby od początku.
Tutaj macie link: 


Jeśli możecie, wesprzyjcie komentarzem :)
Widzimy się, mam nadzieję, że już niedługo ;*
♥♥♥

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział trzeci : Co się z nią stało?





Tylko jedna osoba umiała mnie doganiać i z pewnością był to ON.




Nie krzyczał za mną żebym stanęła, ponieważ dobrze wiedział, że tego nie zrobię. Nawet jeżeli wiedziałam, że jest jedną osobą, która może mi pomóc. Tak, pomóc. Gdy był już bardzo blisko mnie, złapał mnie za zakrwawione ramiona i delikatnie zatrzymał. Teraz już miałam pewność, że to Zayn, bo tylko on widział, że jedynie tu można mnie dotykać bym nie dostała histerii.
- Ciii… Już dobrze – szeptał delikatnie mnie obejmując by nie zrobić mi krzywdy. Głośno płakałam i wrzeszczałam. Szukałam paznokciami skóry chcąc ją dalej kaleczyć, ponieważ kompletnie nie panowałam nad swoim ciałem. Chłopak szybko i zwinnie, ale także jak najdelikatniej odsunął je ode mnie i popatrzył na mnie groźnie jakby mnie ostrzegał, żebym tego nie robiła. Zaczęłam zwijać się w kłębek z bólu i bezradności, ponieważ tak bardzo tego potrzebowałam, musiałam poczuć ból fizyczny, który choć trochę mógłby się równać z tym psychicznym, ale nie mogłam bo on mi na to nie pozwalał. W tej chwili byłam nawet w stanie go za to znienawidzić. 




– Lills… przestań, już po wszystkim. Choć idziemy do domu. – kucnął przy mnie i mówił do mnie jak najspokojniejszym głosem na jaki było go stać i nie powiem trochę mnie to uspokajało. Pokręciłam przecząco głową odwracając ją i zaciskając szczękę. Czekałam na jego wybuch emocji i to w jakiś sposób mnie przerażało. Chłopak zamknął mocno oczy i zacisnął dłonie w pięść. Szybo wstał i energicznie odszedł, ale po chwili się odwrócił. – Mówiłem ci kurwa, żebyś nigdzie nie wychodziła! Teraz masz za swoje! – wrzasnął jeszcze na odchodne i poszedł w stronę klubu. Siedziałam tam bezbronnie w samym środku lasu, było już pewnie grubo po północy, ale nie bałam się i nie chciałam wracać do domu, tam gdzie była moja matka. Przyciągnęłam nogi do brody i zaczęłam się powoli kołysać i rozkoszować delikatnym szumem wiatru, który coraz bardziej rozluźniał moje sprężone ciało.


~ *~


Biegłam ile sił w nogach, co sprawiało mi ogromną radość. Wokół mnie było złociste zboże, z których ledwo co wystawała mi głowa, ponieważ miałam mniej niż sześć lat. Śmiałam się na cały głos nawet nie wiedząc czemu, ale  to nie to było w tym najważniejsze, ponieważ obok mnie biegła moja przyjaciółka, która tak samo była uradowana jak ja.
- Lilly zaczekaj, nie mogę już. – zaśmiała się dziewczynka łapiąc szybko powietrze do płuc i opierając się rękami o kolana.
- Och, no nie bądź cieniasem, jesteś silniejsza niż to! – krzyknęłam entuzjastycznie przeskakując duże, wystające kamienie, które stały mi na drodze. – To ty decydujesz ile przebiegniesz, nie twoje ciało! – Teraz rozłożyłam ręce wzdłuż barków i zaczęłam „szybować”.
- Lilly! Chodź tu szybko! Coś tu jest! – krzyknęła Meggie przejęta, za to ja się głośno zaśmiałam.
- Nie zmyślaj już! Chodź kupimy sobie lody, jak nie chcesz biegać.
- Mówię serio! Chodź! – głośno westchnęłam i do niej podbiegłam. – Patrz. – Podniosła z ziemi dwa sznurki, które były ze sobą połączone, miały na środku napis z metalu „Forever, 1992” – Jak myślisz ktoś to zgubił? – popatrzyła na mnie tymi dużymi brązowymi oczami pełnymi nadziei i podekscytowania.
- No co ty! To nie możliwe, te dwie bransoletki są złączone. Kto by nosił dwie identyczne?
- Co z nimi robimy? Są prześliczne, już raczej nikt ich w tym zbożu nie znajdzie. – spytała smutno blondynka.
- Mam pomysł, weź jedną, a ja drugą. To będzie nasz znak przyjaźni – powiedziałam szeroko się uśmiechając, pomogłam zapiąć jej swoją, a ona moją. Popatrzyłyśmy na nie i na siebie, głośno się śmiejąc. Nagle słońce dziwnie zaszło za mocno granatową chmurę. Zrobiło się całkiem ciemno, rozejrzałam się dokoła, nigdzie nie było Meggie.
- Meggie? – zapytałam. – Meggie! – Teraz krzyczałam ze wszystkich sił ile miałam w płucach jej imię bojąc się, że coś jej się stało, tak jak i mi zaraz może. Zaczęłam szybko biec, gdziekolwiek, jak najdalej stąd. Rozsuwałam rośliny rękoma, żeby się przez nie wydostać, ale nagle się potknęłam o wystający kamyk. Upadłam, a z kolana leciała mi krew, jednak nie przejmowałam się tym, ponieważ nagle usłyszałam jak coś rusza się w trawie. Szybko zaczęłam się rozglądać, ale już teraz nie byłam tą dziewczynką, tylko widziałam wszystko z boku. Barwy zaczęły się rozmazywać, a kątem oka widziałam jak jakaś czarna postać stała nade mną, czyli małą Lily, a na mojej twarzy pojawiło się ogromne przerażanie. – Nieee!- krzyczałam ale nikt mnie nie słuchał i nie widział. To był istny koszmar. Nagle pojawiła się jakaś oślepiająca biel, że nic już nic kompletnie nie widziałam.




- Nie! – krzyknęłam jakbym wciąż była w transie, ale teraz byłam już w swoim pokoju i sama nie wiedziałam gdzie było mi gorzej, ponieważ na mojej pościli leżała moja przecięta bransoletka, ta która była we śnie. Pisnęłam z przerażenia. Wiedziałam, że połowę tego snu sama przeżyłam parę lat temu. Wraz z Meggie znalazłyśmy taką biżuterie, ale gdy się zaśmiałyśmy wciąż stała koło mnie i pogodnie podreptałyśmy na lody. Ale skąd ona się wzięła na moim łóżku i to jeszcze przecięta?! Kto ją tu położył?! I skąd ją znalazł? Szybko dorwałam się do mojej skrytki pod łóżkiem i wyjęłam z niej kuferek. Tak jak podejrzewałam, mój znak przyjaźni był cały i leżał tam gdzie go od zawsze trzymałam. To musiała być blondynki, która już nie jest wśród żywych, bo nie jest prawda? 
Nie wiem, jak bardzo to wszystko musiało być poplątane, ale nie ułatwiało mi to powrotu do nowego życia. Pamiętam, jak lekarz żegnał mnie słowami: "W końcu jesteś wolna, tego chciałaś, prawda?" Owszem, chciałam, ale czy teraz chce? Nienawidziłam tamtego ośrodku, choć mnie uratował, dzięki niemu przetrwałam i mogę dziś stać tu gdzie stoję. Jednak za dużo było tam osób takich jak ja, ale za to tutaj jest za dużo paranoi, w której gubię się coraz bardziej. Nic nikomu nie zrobiłam, a cały czas ktoś się na mnie odgrywa. Jedyne kogo o to podejrzewałam to Lou. Zawsze się nade mną pastwił, a ja nie wiedziałam dlaczego. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, choć to on był również przyczyną mojego załamania. Może, gdybym powiedziała o wszystkim Zaynowi? Tak wiem, że to zły pomysł. Ale jak widać Louis nie dał sobie spokoju z ranieniem mnie i nasza gra zaczyna się od początku, a czuję, że długo tak nie pociągnę.
Szłam ulicą w kierunku mojej szkoły, gdzie miałam spędzić kolejne sześć godzin swojego i tak już bardzo zmarnowanego życia. Promienie słońca padały na moją twarz delikatnie ją ogrzewając i tym samym sprawiając, że miałam ochotę po prostu skręcić w boczną uliczkę i znaleźć się gdzieś na jednej z ławek w parku. Jakoś nie mam wielkiej ochoty patrzeć na te wszystkie twarze i zapoznawać się z nowymi zasadami tej szkoły, tak już innej niż dawniej.
-Uważaj jak leziesz!- No właśnie, wspominałam już, że nie chce tu być?
-Przepraszam - bąknęłam pod nosem, ale wątpię, żeby chłopak był tym zainteresowany, bo witał się już ze swoją paczką "przyjaciół". Niewiele myśląc po prostu skierowałam się do swojej szafki, żeby zostawić niepotrzebne książki. Wypakowałam torbę i zanim ją zamknęłam moje oczy powędrowały w kierunku zbierającej z podłogi resztki swoich okularów przeciwsłonecznych dziewczyny.
-Nic ci nie jest?- Podeszłam do niej. W sumie sama nie wiem co mnie naszło, ale nie wyglądała na kogoś kto wyzywałby mnie za to, że pytam o jego stan zdrowia. 
-Nie, lepiej stąd idź...
-Ooo! No proszę, pani niż społeczny ma też koleżankę...- Zanim się spostrzegłam, że w wypowiedzi wysokiego bruneta chodzi o mnie, moje zeszyty i książki, które miałam ze sobą zabrać na lekcje, leżały już porozsypywane na podłodze.- Patrzcie chłopaki, teraz będziemy mieć więcej zabawy!- wykrzyczał pokazując na mnie, a cała paczka bruneta, który mi to zrobił, wybuchnęła śmiechem. O tej zmianie właśnie mówię. Kiedyś tu tak nie było. Spiorunowałam go wzrokiem i zaczęłam nerwowo wszystko zbierać z podłogi, a moje ręce automatycznie zaczęły się telepać, choć starałam się, żeby nikt tego nie zauważył. Nie kontaktowałam już ze światem, gdyż strach opanował moje całe ciało. Miałam nogi jak z waty, na których miałam się utrzymać, by pozbierać resztę zrobionych ostatnio notatek. Łzy cisnęły mi się na powieki, ale nie zamierzałam pozwolić im wypłynąć, nie tutaj. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Tak bardzo świdrujący mnie, jakby próbował odczytać ze mnie wszystko, ale nie umiał. Podniosłam nerwowo głowę, ale szybko ją opuściłam, gdy zobaczyłam idącą w naszą stronę nauczycielkę. Mój umysł zdążył tylko zarejestrować ciemne, długie, lekko podkręcane włosy. Idealna cera, makijaż, piękne ubrania. Definitywnie nie moja strefa życiowa.
-Rozejść się, natychmiast! A wy zbierać to i do klas.- Usłyszałam tylko komendę, ale nikt chyba się nią nie przejął. Jak widać nauczyciele nie zdobyli tu szacunku uczniów. Grupa dręczycieli jedyne zaśmiała jej się w oczy.- Mam was zawiesić i nie przepuścić do następnej klasy?! Okej. Dołączam do teko zajęcia poza lekcyjne przez cały miesiąc...Dobra, jeszcze wam mało?- zapytała, gdy zrozumiała, że jej groźba żadnych cudów nie zdoła.- Pójdę szykować papiery o wydalenie was ze szkoły. Mam was wszystkich dość!- wykrzyczała na cały korytarz, a ja znów wpadałam w nerwy. Kartki wypadły mi z rąk na dźwięk jej głosu, ale nikt chyba tego nie zauważył, bo na całym korytarzu wybrzmiał sygnał dzwonka i dopiero za jego sprawą głupka rozeszła się, ale długo dało się słyszeć jeszcze ich gardłowy śmiech.
-Nic ci nie jest?- usłyszałam za sobą to samo pytanie, które ja zadałam niecałe dziesięć minut temu. Wzdrygnęłam się na głos dziewczyny, ale szybko wróciłam na ziemię.- Lilly?- teraz moje ciało zareagowało o wiele szybciej i cała zesztywniałam. Odwróciłam się szybko w jej stronę, a po mojej głowie wirowało jedno pytanie: "Skąd ja cię znam?!"
-Silver?- z moich ust, jakby bez żadnej kontroli wypłynęło imię dziewczyny. Jak mogłam nie poznać? Tak bardzo się zmieniła…



-Ej! Miałaś zamówić jedną pizze!- zaśmiałam się na widok brunetki, która trzymała w rękach cztery opakowania, zza których ledwie było ją widać, bo podniosła je do góry chyba z jakiegoś wielkiego podekscytowania.
-Tak wyszło, sorry. Maggie mówiła, że robimy ucztę i mam kupić jedną na głowę. No to mam. Jedna dla ciebie, Maggie, Shantel i dla mnie.
-Wchodź.- Otworzyłam jej szerzej drzwi i zaprosiłam do środka.- Dziewczyny już idą, przed chwilą pisałam do nich- mówiłam powoli odwracając się w jej stronę, a gdy ją zobaczyłam wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Leżała na podłodze wraz ze wszystkimi pizzami i zdejmowała jeden kawałek ze swoich spodni.
-Mogę wie...wiedzieć, co ty...- Ktoś zapukał w tym samym momencie do drzwi.
- O nie, nie, nie! To pewnie Martin! Zaprosiłam go, a teraz jestem umazana cała pizzą! – wypaliła zmieszana nerwowo się kręcąc po pokoju, a ja zataczałam się ze śmiechu do łez. – Aaa no pomóż mi do cholery Lilly, no!



Pamiętam, że wtedy podkochiwała się w nim, ale później ktoś inny pojawił się na horyzoncie i dała sobie z nim spokój, zawsze miała kogoś na oku lub z kimś była. Tak bardzo chciało mi się wtedy z niej śmiać, ale mimo tego, że była umazana keczupem, a gdzie nie gdzie miała pieczarki na ubraniach, była piękna. Cholernie zazdrościłam jej wyglądu i tego, że jest taka zadbana. Co się z nią teraz stało? Jej włosy były w totalnym nieładzie. Oczy podkrążone, jakby płakała każdej nocy i w ogóle nie spała. Wydawała się być zdziwiona, że do niej podeszłam i zagadałam, a zarazem przerażona, że właśnie to zrobiłam.
-Serio, nie powinnaś się do mnie odzywać.- powiedziała, jakby nie chciała, abym psuła sobie przez nią opinię.
-Przestań...przecież nie mogłam cię tak zostawić tutaj na pastwę losu- powiedziałam zgodnie ze sowim sumieniem. Nie wiedziałam wtedy, że to ona, więc na pewno nie zrobiłam tego z przymusu "bo kiedyś się przyjaźniłyśmy."
-W takim razie...Dzięki?- Jej mina ewidentnie wyrażała wahanie i niezdecydowanie. Mam wrażenie,  jakby była totalnie zdziwiona tym co się tutaj dzieje, była całkiem sama, a ja nagle wyszłam jej z pomocą.
-Jesteś sama? Gdzie Shantel?- Nasza paczka była bardzo zgrana, ale zawsze było tak, że ja przyjaźniłam się najbardziej z Maggie, a Silver z Shantel. Mimo to zawsze trzymałyśmy się razem i nigdy nie było tak, że obrażałyśmy się o jakąś pierdołę.  
-Shantel nie ma.- powiedziała to bardzo szybko. Zbyt szybko, jakby nie chciała więcej na ten temat rozmawiać, ale przecież nie mogła zostawić mnie z taką informacją.
-Zaczekaj!- krzyknęłam i podbiegłam w jej stronę.- Jak to jej nie ma?
-Po prostu...Nie przyjaźnimy się już...- znów za szybko, ale tym razem bardzo dobitnie i szczegółowo. Może nie powinnam naciskać? Może powie mi z biegiem czasu? Nie zostawię jej teraz, czy tego chce czy nie. Potrzebujemy siebie nawzajem.
-Kim była ta dziewczyna? Ta, która stała obok tych chłopaków? Kojarzę ją skądś… - zapytałam mając nadzieje, że odpowie mi na to pytanie i chyba znała odpowiedź, bo stanęła na środku korytarza i popatrzyła na mnie zdezorientowana i zrozpaczona.


-To właśnie była Shantel... 




" Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas,
 kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać "



__________________________


Dzisiaj przychodzę do Was z trochę krótszym rozdziałem, ale mam nadzieję, że i tak będzie się go miło czytać :)
Piszcie w komentarzach co o nim sądzicie ♥
Ostatnio przeczytałam, że mam źle dialogi w tam tych rozdziałach zapisane, w tej części  starałam się już dobrze je napisać, choć i tak pewnie źle coś zrozumiałam i wciąż są nie takie jak trzeba ;C No cóż...
Mam nadzieję, że następny dodam bardzo szybko, ale wiadomo jak to ze mną jest.
Do następnego ♥


sobota, 10 maja 2014

Rozdział drugi: Niepamięć.






-Będziesz tu tak stała?- usłyszałam za sobą czyjeś drwiny, które w końcu pomogły mi się ocknąć i ruszyć z miejsca. Zapewne był to jakiś przypadkowy chłopak, którego i tak nie było mi dane poznać, ale jakoś tego specjalnie nie żałowałam. Nawet nie wiem ile minęło czasu odkąd tutaj stoję. Czuję się jakbym była sparaliżowana… i w dodatku nie wiem co ze sobą zrobić. Ręce trzęsą mi się pod wpływem emocji i już nawet zapomniałam jak sie chodzi, chwieje się na boki, utrzymując jak najbardziej pozycje w pionie. Czuję się rozdarta. W mojej głowie w kółko i w kółko brzmią słowa Nialla. "Maggie!" Nie żyje. Gdzie wtedy byłam?! W ogóle wtedy gdzieś byłam?! Co jeszcze do cholery mnie ominęło?! A co wydarzyło się jeszcze, że Horan tak bardzo jest na mnie zły? Jak mogłam zapomnieć o czymś takim?! Jak do cholery?! Zaczęłam biec przed siebie na nogach z waty, coraz bardziej przyśpieszając. Jedyne co teraz wiedziałam, to to, że nie będę w tym miejscu ani minuty dłużej.
Biegłam przez miasto, aż w końcu znalazłam się przy swoim domu. Otworzyłam drzwi i wbiegłam na górę po schodach do swojego pokoju, tam gdzie jest bezpiecznie. Tylko tam tak się czuję. Zabezpieczyłam drzwi, zamykając na klucz. Szybko od nich odskoczyłam, łapiąc się za głowę, która mi jakby eksplodowała. Wzięłam swoją małą poduszkę, którą miałam u siebie od zawsze i przytuliłam ją mocno do siebie. Dostałam ją kiedyś od Zayna, dawno temu, ale  zawsze mnie uspokaja, gdy czuję się jak ostatnia ofiara losu. Mój brat wtedy był inny, wszystko było inne. Moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, a tak naprawdę nie znałam tego przyczyny.
Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w spływające po szybie krople deszczu. Każda wyglądała jakby chciała wygrać swoją życiową walkę. Dziwne, bo czułam się właśnie jak jedna z nich, tylko ja do mety nie byłam wstanie dobiec, potknęłam się na samym początku. Nawet one były silniejsze niż ja. Biedna, zagubiona, szukająca dobrej drogi do zwycięstwa i taka mała w środku, w tej sferze duchowej. Wszystko może je złamać i pokrzyżować plany. Taka właśnie byłam, a teraz doszło to wszystko, czego nie pamiętam. Mam wrażenie, że nie wiem czegoś ważnego ze swojego życia, czegoś bardzo istotnego, ale nie mam pojęcia czego. Jedno było pewne. Jeżeli ktoś cokolwiek mi dał i było to złe to była moja matka. Ona właśnie taka jest, myśli, że mi pomaga, a utrudnia wszystko co chcę osiągnąć. Musiałam ją sprawdzić.
Zbiegłam na dół do kuchni i otworzyłam szafkę z ważnymi papierami, do której "nikt nie ma dostępu". Nigdy tu nie zaglądałam. Zawsze bałam się reakcji mamy gdyby się spostrzegła, a wiedziała by o tym, uwierzcie mi. Tym razem nie było jak zawsze, bo zginęła moja przyjaciółka, wiesz jakie to uczucie? Gdy zapominasz  o najważniejszej osobie z którą się przyjaźniłaś od około dziesięciu lat, a potem jej śmierć, która nie jest dla ciebie tragedią? Bo czujesz jakby, tak naprawdę nigdy jej nie było, ale wiesz, że w niektórych momentach życia była z tobą. Do tego nie pamiętam, jak to się stało! Nie pamiętam! Nawet nie wiem, gdzie znajduje się jej grób i czy byłam na jej pogrzebie! To chore, to cholernie chore!
Wyjęłam, a raczej wyrzuciłam z nadmiaru emocji, wszystkie jakieś ważne papiery na podłogę i zaczęłam gorączkowo to przeglądać. Rachunki, jakieś listy z banków, książeczki zdrowia nawet nie wiedziałam czego dokładnie tu szukam.  I... Mam! Mój wypis z ośrodka. Otworzyłam grubą teczkę. Dość sporo tego było, ponieważ wszystko opisane jest tu dosłownie. Czuję się, czytając to, jakbym była tam z powrotem, jakbym znowu przeżywała tą całą terapie od początku, do samego końca. To wcale nie jest takie proste, wszystko co musiałam tam przejść mnie zniszczyło i uratowała, zarazem. To dlatego teraz taka jestem, taka okropna, taka niepozbierana. Na niektórych nawet wydrukach zatrzymałam się na chwilę, ale potem szybko przerzuciłam go na drugą stronę- tą gdzie odkładałam te nieważne. Wzięłam do ręki następny papier, nie był on jak wszystkie, ponieważ ten definitywnie pochodził z jakiejś jakby operacji czy zabiegu, której nigdy w życiu nie miałam. Przeczytałam na samej górze moje imię i nazwisko, a tętno od razu mi podskoczyło. Zaczęłam chwytać łapczywie powietrze czując, że zaraz zemdleję, a ręce zaczęły mi trząść i tym samym pocić. Nagle wszytko jakby się rozpłynęło, a zamiast mojego pokoju znajdowałam się już w nowym miejscu, nie znanym mi dotąd. Jednak coś powodowało, że kiedyś już tu byłam.




- Proszę pokazać skierowanie. – powiedział mężczyzna w białym fartuszku nie odrywając wzroku od swojej kartki, gdzie wciąż coś bazgrolił.
- Nie mamy go. – warknęła osoba, która wyglądała prawie tak samo jak ja. Miałam jakieś przeczucie, że ta postać to właśnie ja. Widziałam samą siebie,  jakbym obserwowała obcą mi osobę. Próbowałam wydostać się z całych sił z objęć muskularnego mężczyzny, zaborczo ściskającego moje ramiona. Zauważyłam, że dziewczyna, która była definitywnie mną, chciała stamtąd uciec, ale nie miałam pojęcia czemu i dlaczego on ją do cholery trzymał?!
- Chwila, gdzieś tu było. – powiedziała nerwowo moja matka, szukając jakiegoś świstka w swojej ogromnej torbie.
- Nie kłam, nie masz go. Twoja misja się nie powiedzie, przykro mi. – powiedziałam bezczelnie się śmiejąc, prawie powstrzymując się od niemal splunięcia śliną w jej stronę. Miałam na sobie podarte rajstopy i krótką spódniczkę, ale nie to przykuło moją uwagę. Miałam czarne jak smoła włosy, mocno pomalowane czarną kredką oczy i usta na krwistą czerwień, a z moich oczu już stąd dało się wyczuć chłód, który w nich panował, ale także obłęd i desperację.
- O! Tu jest. – powiedziała słodko uśmiechając się w stronę mężczyzny w średnim wieku, kładąc mu je na biurku. Był to ten sam papierek, który trzymałam przed chwilą w ręku. Myślałam, że moje oczy nie mogą się już bardziej rozszerzyć niż do tej pory, ale się myliłam.
- Nie! Nie ufaj jej! To jest fałszywe! JA JESTEM ZDROWA! – wydusiłam z siebie przeraźliwy krzyk, głośno przełykając ślinę.
- Sam pan widzi… Już nic nie jest w stanie pomóc. – mówiła zatroskanym głosem, którym nigdy mnie nie obdarzyła, ani teraz, ani nawet w dzieciństwie.
- Proszę nie. – wyszeptałam błagając doktora, a w moim głosie pobrzmiewał strach. Gdyby nie mężczyzna mnie przytrzymujący, byłam w  stanie nawet paść na kolana, jakby cokolwiek to pomogło, widziałam to w swoich oczach. Lekarz na chwile popatrzył na mnie badawczym wzrokiem, następnie znów wrócił do papierkowej roboty, tylko powiedział jedynie mało dosłyszalnie.
- Przyszykujcie dla niej sale.
- NIE! Nie! Nie możesz mi tego zrobić, słyszysz?! Nie możesz! – zaczęłam kręcić przecząco głową starając się to wszystko pojąć patrząc wprost w oczy mojej matki.
- Już zrobiłam. – powiedziała wyniośle się prostując. Szukałam wzrokiem jakiegoś wyjścia jakiejkolwiek ucieczki, coś co by mi teraz pomogło. Mój wzrok dłużej zatrzymał się na oknie na którym były przedstawione krajobrazy mniej więcej z drugiego pietra, tak licząc na oko. Matka popatrzyła się w tę samą stronę co ja z przerażeniem. Teraz już nie obserwowałam tego całego zdarzenia z boku, teraz widziałam już wszystko z perspektywy oczu tej dziewczyny, jakbym była nią z powrotem.
- Nie rób tego. – ostrzegła ostro, ale ja jej już nie słuchałam. Szybko podniosłam nogę do góry i z całych sił uderzyłam w ochroniarza przyrodzenie. Ten nie wytrzymał i zgiął się w pół uwalniając moje ciało. Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Na korytarzu zapewne ktoś by mnie zatrzymał, dał zastrzyk usypiający lub inne gówno, nie mogłam na to pozwolić. Nie wiedziałam czemu, ale musiałam uciekać, czułam to w sobie. To byłby okropny koniec mnie samej. Kątem oka zobaczyłam jak Zayn wbiega do gabinetu cały roztrzęsiony, jednak gdy tylko połapał co się dzieje, ja szybko skoczyłam na biurko, na którym zdezorientowany lekarz coś pisał i wyszeptałam w mojego brata stronę.
- Przepraszam. - i z całych sił odbiłam się od meblu i naprałam na szybę w oknie, która znajdowała się nad biurkiem. Pod moim ciężarem rozbiła się niemal w pył kalecząc moje całe ciało. Miałam ochotę rzucić się Zayn'owi w ramiona i błagając by mnie stąd zabrał, ale moje ciało cale nie chciało mnie słuchać i robiło swoje, jakby wiedziało lepiej co dla mnie  tej chwili jest lepsze. Słyszałam tylko jak chłopak wydaje jakieś przeraźliwe dźwięki, ale czy to miało znaczenie? Za chwilę i tak mnie tu nie będzie. To był dramatyczny koniec, jak i całe moje życie. Jednak spadając, czułam się dobrze, jakby tak właśnie powinno być. To było dziwne, ale czułam wewnętrzny spokój i szczęście.  Miałam na twarzy zwycięski, szaleńczy uśmiech. Zwyciężyłam – ja. Nie ona, nie da mi tego czego tak bardzo pragnie. Nie będę jej już więcej jej marionetką i wymarzoną córką. Skończyłam jako JA, czy to nie piękne?
- Maggie nadchodzę. – krzyknęłam ile siły w płucach. A potem była już tylko ciemność…



Mocno zacisnęłam pięści i powieki, a głowę przekręciłam w bok, z bolesnego wspomnienia, które ogarnęło moje całe ciało. Byłam pewna, że to działo się naprawdę, kiedyś. Ale jak to możliwe, że przeżyłam? Zawsze wiedziałam, że moja matka ma nad wszystkim władze, ale nad wszechświatem też? Przecież to nie możliwe, żebym przeżyła coś takiego! To się nie zdarza. Byłam taka głupia… Tak bardzo się myliłam, że to już koniec. To nie ja wygrałam, tylko ona. Zwyciężyła. Jak zwykle. Czułam się jak w jakimś filmie, gdzie żyje się w wiecznym kłamstwie, gdzie ktoś perfidnie drwi ci w oczy i wytyka cię palcami. Kurczyłam się wewnętrznie i nie mogłam powstać z upadku, który przeżyłam na własnej skórze. Kotłowało się we mnie od miliona różnych emocji i jedyne co potrafiłam w tym momencie, to krzyczeć, przeraźliwe krzyczeć z bólu. Żadne logiczne słowa nie wydostawały się z moich ust, jedynie krzyk, a wraz z nim czułam jak ostatnie siły usuwają się z się z mojego ciała. Upadłam na kolana i podarłam kartkę z wynikami badań. Byłam kolejny raz zraniona, przez tak bliskie mi osoby. Dlaczego mi to zrobili, dlaczego pozwolili zrobić to właśnie mi?! Starałam sobie przypomnieć coś, cokolwiek, nawet głupi koniec roku sprzed dwóch lat. Nic z tego. Wiedziałam jedynie momenty mojego życia sprzed… ZARAZ! Który jest teraz rok?! Szybko kręcąc głową i łudząc się że to jakiś sen dobiegłam do kalendarza w kuchni i osłupiałam. Widniał tam rok 2014.
- Że co kurwa?! – wysapałam ciężko. Nie patrzyłam na kalendarz ani razu odkąd wyszłam z przychodni, czyli od wczoraj, no bo po co? Byłam pewna, że jest 2012 rok. Tam nie można było mieć telefonów, komputerów i tego typu rzeczy. To by wyjaśniało, dlaczego tak dużo zmieniło się w szkole od mojego ostatniego pobytu… Nie minęło półtorej roku lecz trzy z kawałkiem. To chyba jakiś żart… Wiedziałam, że matka jest do wszystkiego zdolna, ale do czegoś takiego?! Wymazała mi moje dwa lata w których tak dużo się wydarzyło. Teraz już miałam pewność – Maggie istnieje. Cały czas czułam jakby żyła w mojej podświadomości, że nie istnieje, myliłam się. Ona żyje, a właściwie żyła z tego co powiedział mi Niall. Ale jak to się stało, że w tak młodym wieku zmarła?! Moje myśli się kotłowały nie dając mi spokoju i wyczekiwanych odpowiedzi. Nie mogłam tak dłużej po prostu siedzieć i rozmyślać ile pominęłam. Nagle z drugiego pokoju usłyszałam dźwięk dochodzącego sms-a. Na ostatku sił wstałam z podłogi i ledwo trzymając się na nogach ruszyłam stronę dochodzącego sygnału. Wzięłam do ręki telefon i przesunęłam palcem po ekranie w celu odblokowania ekranu. Nie miałam zapisanego tego numeru w kontaktach, co mnie trochę zdziwiło, no bo kto miałby mój numer, a ja jego nie?



"Widzimy się na imprezie? Będę czekać na miejscu.
Sky"


Opadłam bezwładnie na sofę znajdująca się na środku pokoju gościnnego i zakryłam dłońmi swoją twarz. Dlaczego nie odmówiłam wtedy pod szkołą? Dobrze wiedziałam, że nie będę w stanie, aby "dobrze bawić się ze swoimi przyjaciółmi" Oh głupia ja! Przecież ja nie mam przyjaciół! Beznadziejna Lily zawsze umie wpakować się w największe problemy! Dlaczego właśnie ja musze żyć sama ze sobą?! Nie mogłam tam pójść, nie w takim stanie jakim jestem, nie tak jak wyglądam. Jestem przecież okropna, a każdy tam będzie się na manie patrzył i surowo oceniał, ale z drugiej strony przecież nie mogę spalić swojego pierwszego wejścia. Przecież dopiero co tu wróciłam. Weź się w garść idiotko!
Wstałam zrezygnowana z kanapy i skierowałam się w stronę swojego pokoju. Otworzyłam szafę i postanowiłam znaleźć w niej coś odpowiedniego. Wybrałam czarne rurki, które chociaż optycznie pomniejszały moje uda i do tego za duży sweter. Czułam się w nim najlepiej, a z tego co widzę na ulicach, teraz jest to modne. Szkoda, że ja nie nosze tego z powodu mody. Jest to jeden z moich ulubionych ubiorów, bo nic do mnie nie przylega i nie obciska z każdej strony i właśnie tak jest dobrze. A może dzięki temu wtopię się w tłum? Och, ile ja bym za to dała! Chciałabym być po prostu nie widoczna, przezroczysta.
Mój makijaż ograniczał sie do przeczesania rzęs tuszem, a włosy tylko rozczesałam. Może dla niektórych jest trudne malować swoje rzęsy czy oczy bez lusterka, ale dla mnie to pestka. Opanowałam to do perfekcji już dawno temu, czasem nawet próbuje z kredką, niestety nie widzę jak mi wychodzi, ponieważ jak już wspominałam nie używam luster i wszystkie omijam ogromnym łukiem. Tak naprawdę to nie widziałam już swojego odbicia z dobre dwa lata. Szczerze? Nie tęsknie za tym widokiem, ani trochę. Spakowałam wszystko co muszę mieć ze sobą do torby i zeszłam po schodach na dół. Weszłam do kuchni, aby posprzątać wszystkie porozrzucane papiery. Gdyby moja mama to zobaczyła, wątpię, żeby skończyło się to dobrze, a tak dopóki nie znajdzie podartych wyników, afera zostanie przeniesiona z dzisiaj, na za kilka tygodni. Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu i skierowałam się do wyjścia. Czułam się jak przestępca we własnym domu, w którym nie czułam się już tak bezpiecznie, jak jeszcze chwilę temu. Zobaczyłam przez okno w kuchni, że brama się powoli otwiera, a przez nią wjeżdża samochód mojej matki. Przeklęłam cicho pod nosem i udałam się do tylnego wyjścia na ogród. Poczekałam, aż wejdzie do mieszkania i dopiero wtedy po cichu wydostałam się z tego przeklętego miejsca. Obejrzałam się za siebie i spojrzałam na swój dom. A może powinnam tam wrócić i schować się gdzieś w szafie? To pewnie byłoby jedno z najbezpieczniejszych wyjść, ale ile można siedzieć na jednym miejscu? Musze sobie poradzić ze wszystkim co mnie otaczało i otacza.
Moje nogi zaczęły się kierować  w kierunku miejsca odbywającej sie imprezy. Choć serce i rozum chyba pierwszy raz w życiu jednogłośnie się zgadzały, podpowiadając mi, żebym uciekała i schowała się najlepiej w jakiejś krzaki lub po prostu wróciła do domu. Ignorowałam je, jak najlepiej umiałam, wciąż kierując się do celu. Przecież nie wolno nam patrzeć cały czas w tył prawda?
Gdy znalazłam się przed barem, słyszałam bardzo głośną muzykę „ Another Way Out ”,gdzie zapewne miała odbywać się jedna z najlepszych imprez w tym mieście. Widziałam, jak grupki ludzi roześmianych wychodziła z niego zataczając się, inni wchodzili z uśmiechami na twarzy, nie mogąc się doczekać dobrej zabawy. A ja? Stałam przed wejściem i walczyłam sama ze sobą, ponieważ nawet nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. Wzięłam jednak głęboki oddech i weszłam do środka. Co ma być to będzie i tak od tego nie ucieknę. Było tu masę ludzi, którzy tańczyli w rytm muzyki lub przekrzykiwali się nawzajem. Widziałam także paczkę młodych ludzi, którzy załatwiali jakieś interesy, niemal byłam pewna, że chodziło o jakieś narkotyki. Wszyscy byli bardzo umięśnieni, a ich skóra pokryta była masą tatuaży. Wpatrywałam się w nich by mieć pewność, że moje przepuszczenia są trafne, ale szybko z tego zrezygnowałam, gdy tamci spostrzegli się, że się na nich gapię. Cała ich grupka, jak na zawołanie, zaczęli wbijać we mnie te swoje ślepia pokryte wrogością, pod którymi niemal się skurczyłam. Były takie przerażające. Szybko potrzasnęłam głową odwracając swój wzrok, a po moim ciele przebiegły ciarki. Poszłam w głąb pomieszczenia. Alkohol był wszędzie, w powietrzu dało się wyczuć fajki i zapewne milion innych rodzajów ziół. Nie miałam pojęcia, co mam ze sobą zrobić. Nikogo tu nie znam, a obecność tylu ludzi w jednym pomieszczeniu, przyprawiała mnie o omdlenie. Byłam zdana na siebie. Byłam tak cholernie głupia, że w ogóle się tu zjawiłam. Co takiego mnie podkusiło, że wyszłam z mojego pokoju? Teraz mogłabym zakopać się pod kołdrą i rozpaczać nad moją naiwnością i życiem. W sumie to, to co robie przez mój całe moje życie. Nie mam siły na cokolwiek, nawet jak stoję w miejscu, widzę TYLKO nieśmiałe spojrzenia i nie dzieje się mi nic złego, mam ochotę zginąć i zapaść się pod ziemie. Możliwe, że za długo byłam w tym ośrodku, odizolowana od ludzi w moim wieku, jak i od całego świata. W życiu nie byłam tak zagubiona, jak na tej imprezie. Nie wiedziałam nic oprócz rażącego reflektora, który szybko migał na przeróżne strony, dodając „klimatu” . Nikogo tu nawet nie znałam. Gdybym chociaż wiedziała co mnie ominęło, czego nie pamiętam przez te głupie tabletki. Może oni wszyscy mnie tu znają, może byłam całkiem inna, kiedyś...
- Przyszłaś.- usłyszałam czyjś szept koło mojego ucha i głośno pisnęłam odwracając się i oddalając, jak tylko to było możliwe, ale po chwili zauważyłam, że była to Sky, która miała teraz niezły ze mnie ubaw. Już prawie zapomniałam, dlaczego tu się w ogóle znalazłam, ale dzięki niej sobie przypomniałam. To ona mnie tu zaciągnęła. Znam ją zaledwie od kilku godzin i zamieniłam z nią kilka zdań, a na jej prośbę tu przyszłam. Dziwne. Dlaczego jej zaufałam?! Choć nie wiem jaka dokładnie jest, mogę spokojnie powiedzieć, że wywierała na ludzi niesamowity wpływ, ale nie wydaje się, żeby robiła to specjalnie, choć wiedziałam, że zdaje sobie z tego sprawę. Miała coś w sobie przyciągającego, coś takiego innego niż my wszyscy, a wydawałoby się, że właśnie my szukamy tego co ona ma. Jej brązowe oczy, które były lekko podchmielone, teraz były mocno pogrubione czarną kredką, umiały lekko zahipnotyzować, jednak ciężko było odczytać z nich jakiekolwiek emocje. Była piękna i strasznie jej tego zazdrościłam. Oglądał się za nią prawie każdy chłopak i nie dziwię się, że mój brat także. Gdy już się uspokoiła, zakryła dłonią usta i spytała mnie szeroko się uśmiechając. - Napijesz się czegoś?

-Nie dzięki, przyszłam tylko na chwilę.- poprawiłam z lekkim zdenerwowaniem włosy, gdy się denerwowałam czasem tak robiłam
 . W sumie to nawet nie wiem na ile tu przyszłam, ale nie wydaje mi się, żeby picie w moim przypadku było dobre. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam alkohol w ustach, było to lata temu, tak mi się wydawało. Coś w środku mówiło mi, żebym się za to nie brała. To moje pierwsze wyjście od... Bardzo dawna i chyba alkohol tak od razu, nie należał do tych lepszych pomysłów.
-No dawaj, nie daj się prosić.- posłała mi zachęcający uśmiech, machając ręką w moją stronę.
-Nie to...
-Po jednym, ja też dzisiaj już nie będę więcej piła. Jeden drink ci i tak nie zaszkodzi. To będzie tylko na rozluźnienie.- oznajmiła i już miała zwrócić się do barmana z zamówieniem, ale tego nie zrobiła, ponieważ jakiś wysoki mulat odepchnął mnie trochę na bok przechodząc i wbił się z zachłannością prosto w usta Sky. Już miałam coś do niego krzyknąć i odciągnąć go od niej, ale jej wcale nie przeszkadzał, a dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, kto to jest. No tak… Mój brat. Chwilę już ten pocałunek trwał, a oni wydawali się go coraz bardziej i bardziej pogłębiać, kaszlnęłam na tyle głośno by mnie usłyszeli przez pohukiwaną muzykę. Zayn w końcu odsunął się od jej ust patrząc w moją stronę, ale wciąż obejmował Skyler.
- Lils?! Co ty tu robisz?! – spytał z irytacją w głosie. No cóż nie mamy takich kontaktów między sobą jak kiedyś. Przed śmiercią taty było zupełnie inaczej. Co tydzień jeździliśmy na ryby lub do kina i śnietnie się razem bawiliśmy, a on opowiadał mi o swoich pierwszych miłościach. Niestety to już przeszłość… Myślę, że Zayn wciąż ma w sobie głęboko zakorzenioną ranę po jego utracie. To go zmieniło, ale kogo nie? Przecież ja też byłam zupełnie inna, o matce już nie wspomnę. Stała się jeszcze gorszą suką niż była.
- A zapomniałam ci powiedzieć, zaprosiłam ją. – powiedziała wymijająco blondynka, unikając jego morderczego wzroku skierowanego w jej stronę i w końcu zamówiła nasze drinki.
- Przecież rozmawialiśmy już na ten temat. – warknął ściskając pięści z nerwów.
- Zayn wszędzie cię szukałem. – powiedział chłopak z męską chrypką, który był tak na oko dwa lata od mnie starszy. Wyglądał jakbym go skądś kojarzyła. Moje myśli szybko powędrowały do grupki osób, którym przyglądałam się kiedy tu tylko przyszłam, jak załatwili interesy na temat narkotyków. Zaparło mi wdech w piersiach, gdy zdałam sobie sprawę, że był jednym z nich. Był bardzo wysoki. To udało mi się stwierdzić w pierwszych sekundach, kalkulując przy okazji jego zbudowane ciało. Był umięśniony i wydawał się być bardzo silny. Widać było, że dużo ćwiczy na siłowni, aby uzyskać efekt, tak umięśnionego ciała, do tego jego ręce były pokryte licznymi  kolorowymi i czarnymi tatuażami. Jeden z nich bardzo mnie zainspirował. Przedstawiał on piękny okręt, który w jakiś nie wyjaśniony sposób do niego bardzo pasował. Ten był przepiękny, ale i tak wszystkie tworzyły niesamowitą całość, każdy z nich do siebie w jakiś sposób pasował i łączył się z pozostałymi. Miał piękne, zielone oczy. Wcześniej chyba nigdy nie widziałam w żadnych czegoś takiego. Można było zatopić się w nich bez ograniczeń i już nigdy nie wypływać na powierzchnie. Czułam jak mnie przenikają i miałam wrażenie, jakby od teraz znał już moje myśli, a nawet moje całe życie. Czułam jakbym kiedyś już w nie patrzyła… Ale to nie możliwe prawda? Prawie zwijałam się w kłębek od tych tęczówek, byłam pewna, że patrzą na mnie tylko dlatego bo nie mogą nadziwić się, że ktoś może tak okropnie wyglądać. Czułam się strasznie nie komfortowo, grubo i po prostu obrzydliwie. Jego kręcone włosy, które były w jakimś artystycznym nieładzie, dodawały mu sporo uroku, ale nie na tyle, żeby zlikwidować jego dosyć groźną, uwodzicielską i pewną siebie postawę. Dziewczyny prawdopodobnie mdlały, gdy go widziały i szczerze? W ogóle się im nie dziwię.  Moje nogi, na jego widok, zmiękłyby na pewno, gdyby nie fakt, że i tak są już miękkie przez to, że po prostu tu jestem.- Może mnie zapoznasz? - znów z jego gardła wybrzmiała chrypka, ale tym razem była uwodzicielska? Do tego puścił mi oczko? Nie musiało mi się przewidzieć.
- Harry to moja siostra Lily. Lily to Harry. – powiedział Zayn obserwując mimikę twarzy Harrego, która od razu się zmieniła. Zielonooki odwrócił się zszokowany w stronę Mulata, a ja miałam chwilę, aby odetchnąć i odpocząć od jego męczących tęczówek, obiecując sobie, że już więcej na nie spojrzę.
- Harry. – powiedział już trochę pewniej, łobuzersko się uśmiechając i wyciągając rękę w moją stronę, której nie uchwyciłam. Nienawidziłam dotykać ludzi, a jeszcze bardziej nienawidziłam jak oni dotykali mnie. Po co to w ogóle komu?! Nie rozumiem tego.
- Lily. – odpowiedziałam mało dosłyszalnie udając, że czegoś tu szukam, opuszczając wzrok w dół, aby uniknąc jego wzroku.
 Chłopak schował rękę z powrotem  do kieszeni lekko się krzywiąc. W myślach w kółku prosiłam by przestał mnie obserwować i się na mnie patrzeć, mógłby sobie po prostu to darować i odejść.
- Trzymaj. – powiedziała Sky podając mi mojego drinka, którego nie chciałam. No, ale teraz przy Harrym na pewno nie odmowie, już i tak zapewne uważa mnie za dziwoląga. Wzięłam głęboki wdech i upiłam połowę zawartości czując jak alkohol rozpala mnie od środka. Rozglądałam się z roztargnieniem dokoła clubu, tutaj te wszystkie dziewczyny wyglądają sto razy lepiej niż ja, ubrane w seksowne sukienki, ledwie zakrywające ich pośladki, wysokie szpilki, uczesane w piękne fryzury. Ja tu w ogóle nie pasowałam. Nawet nie wiem czy pod moimi oczami nie ma ogromnych worów.
-Może ja też sobie takiego zamówię. – powiedział jaszcze bardziej uwodzicielsko przybliżył się w moją stronę, a jego ręce zaczęły zbliżać się do mojej tali, a ja w tym momencie chciałam uciekać. Nie dotykaj mnie!! Proszę!! Głos w mojej głowie krzyczał i krzyczał, ale wysoki brunet zdawał się tego nie słyszeć. Dlaczego tu przyszłam! Nie powinno mnie tu być! Proszę!! Dlaczego on chce mnie dotykać. Powinien się mnie brzydzić, tak jak ja! Nie byłam na to wszystko gotowa, jeszcze nie i chyba dopiero zdałam sobie z tego sprawę...Szkoda, że tak późno.
- A zapomniałem ci powiedzieć! Jakaś długowłosa brunetka cię szukała Styles. Powinieneś się nią chyba zaopiekować prawda? – Zayn! Uratował mnie. On wiedział, co się dzieje wewnątrz mnie. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie on. On znał mnie jak nikt inny i w każdej chwili wiedział co się dzieje. Malik posłał chłopakowi jedno z jego tajemniczych spojrzeń, a on jakby od razu je odczytał. Zanim jednak odszedł puścił do mnie oczko i łobuzersko się uśmiechną, jakby chciał mi powiedzieć "Jeszcze się spotkamy Lily", a ja miałam nadzieję, że to się nie wydarzy. Na samą myśl o kolejnym spotkaniu z nim wzdłuż mojego kręgosłupa rozeszły się nieprzyjemne ciarki.
-Zatańczysz ze mną?- Sky odwróciła się w stronę Mulata i delikatnie się uśmiechnęła, a jej oczy ewidentnie przybrały motyw proszący.- Zaraz wrócę do Lily i trochę ją rozruszam, ale jeden taniec miał być mój pamiętasz?- zanim zdążyłam zaprotestować, że nie chcę się jakoś nadmiernie rozrywać, para kołysała się seksownie ruszając swoimi ciałami do rytmu piosenki, co chwila obdarowując się pocałunkami. Ten wieczór nie zanosił się na przyjemny, a przynajmniej nie dla mnie. Wszyscy tutaj, na moje oko, genialnie się bawili tańcząc, popijając alkohol i zaciągając się czymś, czego nazwy chyba nie chcę znać, a ja stałam jak ta ostatnia ofiara pod oknem i zastanawiałam się, jak po cichu wymknąć się z tego miejsca. Zaczęłam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu wyjścia i możliwości dopchania się do niego, jednak moje prośby o normalnym odejściu stąd nie zostały wysłuchane. Nie dość, że tłum tańczył w ogromnym holu, praktycznie przy samym wyjściu, to koło samych drzwi siedział zalany w trupa chłopak, któremu zbierało się chyba na większe zaprzyjaźnienie z toaletą. Do tego w tym samym momencie moje oczy ujrzały coś, czego nie spodziewały się ujrzeć. Jak dużo mnie ominęło? To pytanie chyba zostanie ze mną do momentu, aż ktoś łaskawie nie wyjaśni mi tego, co działo się jak mnie tutaj nie było.
Kevin. Stał pod oknem na drugim końcu pokoju i otoczony był ludźmi z każdej strony. Pamiętam go, był kiedyś taki...Taki wesoły. Umiał każdego rozbawić, pocieszyć, doradzić. Nie znałam chyba nigdy takiej osoby jak on. Zawsze, gdy przyszło do jakichś wygłupów, każdy pomysł był jego i tak to jego pomysły zazwyczaj były najgłupsze ze wszytkach jakie kiedykolwiek mieliśmy razem z moja dawną paczką, ale i tak każdy realizowaliśmy
Lily! Pamiętałaś go!- przemknęło mi przez głowę. Tak to dziwne. Pamiętam wszystko do pewnego momentu, a potem dziurę. Czarną, ogromną dziurę. Moja pamięć kończy się na tym, gdy wszystko moim życiu było poukładane, takie idealne, byłam szczęśliwa, moja cała paczka przyjaciół była szczęśliwa... Czy to nie jest podejrzane? A wszystko wraca, gdy całe moje życie legło w gruzach, gdy przytyłam, gdy przestałam wychodzić i zaszywałam się, gdzieś w zaułkach domu. Zawsze myślałam, że to przez to, że tak okropnie wyglądam, ale tu musi być coś więcej, bo gdy zaczęłam chodzić do szkoły spotykam ich.  Nialla, teraz Kevina i oni też nie wyglądają najlepiej i ciężko jest to opisać...To uczucie, gdy widzisz ich takich zniszczonych. Kevin handlował narkotykami. Przynajmniej tak to właśnie wyglądało. 
Jego włosy, w totalnym nieładzie opadały mu na czoło, a podkrążone i zagubione oczy błądziły po twarzach ludzi, zachęcając by wzięli jego towar. Był taki zmarnowany i jego blada cera o tym doskonale świadczyła. Zawsze myślałam, że to ja potrzebowałam pomocy, której nie chciałam przyjąć od nikogo, ale  dlaczego zapomniałam o najważniejszych dla mnie ludziach. Chciałam wyjść za chłopakiem, ale ktoś mi na to nie pozwolił. Przy drzwiach  pojawiła się postać, której nienawidziłam od zawsze. W mojej głowie odbijał się echem jego śmiech, który pamiętam doskonale. Taki chrapliwy, obrzydliwy, szyderczy, taki pozbawiony nawet kręgosłupa moralnego. Chłopak, który stał przede mną mścił się na mnie od zawsze...Tylko ja nigdy nie wiedziałam dlaczego. Co ja mu takiego zrobiłam?! To pytanie prześladowało mnie odkąd go pierwszy raz zobaczyłam.
-Proszę, proszę...Kogo my tu mamy. Mała, biedna, zagubiona Lily. Och złotko, tak dawno cię widziałem...Zniknęłaś chyba wtedy, gdy zatraciłaś się w jedzeniu. Pamiętasz to jeszcze? O tak, kupę lat…
-Louis...
-O, a moje imię pamiętasz doskonale, czy to nie zaszczyt? Może się trochę zabawimy… Jak za dawnych czasów, co?- jego dłonie w szybkim tempie zbliżyły się do mnie, a ja w mgnieniu oka dostałam drgawek ze strachu. Nie dotykaj!! Proszę!! Znów ten sam głos, ale tym razem wiedziałam, że mnie nie usłyszy.- Nie bój się kochanie. Przecież to tylko ja. Och, a może wrócimy do jakichś twoich starych ksywek.- w jego oczach zapaliły się iskierki nienawiści, rozbawienia, zażenowani i wielu innych emocji, których nie chciałam znać. Gdy jego dłoń dotknęła mojego policzka, moje serce skurczyło się i kazało mi stąd uciekać. Pierwszy raz dzisiaj go posłuchałam. Wyminęłam Louisa i wybiegłam na  zewnątrz. Droga przede mną jakby się kurczyła i przytłaczała mnie wraz z roznoszącym się w powietrzu śmiechem chłopaka. Moje ręce gwałtownie zaczęły zaciskać się na skórze i przesuwać po niej, kalecząc ją i sprawiając, że robiła się cała czerwona, a siniaki były nieuniknione. Jednak to wszystko przez wspomnienia tego, co kiedyś mi zrobił, był okrutny bez powodu, a przynajmniej ja takiego nie znałam. Odkąd pamiętam zawsze to robił, wiedział, że nienawidzę gdy ktoś mnie dotyka i dostaje przez to histerii. Zabija mnie to od środka, ponieważ jestem całkowicie pewna co sobie taka osoba o mnie myśli i jak bardzo może odepchnąć ją ode mnie fakt, gdy poczuję jak bardzo jestem tłusta na ciele. Znam ludzi i wiem, że dla nich wygląd jest najważniejszy. Z brzydulą i grubaską nikt nie chce się przyjaźnić, a co dopiero być w związku. Każdego dnia tak bardzo od nowa zabija mnie ta myśl, że czasem nie mam siły wyjść z łóżka i nawet pokazać się we własnym domu na dole, gdzie jest tylko moja matka i Zayn.  Mój bieg nie ustawał, a skóra zaczynała niemiłosiernie piec


 Dopiero tera zdałam sobie sprawę z tego, że łzy wydobywają się z moich oczu, a palce są całe pokryte krwią z moich ramion, niemal prawie pisnęłam na ten widok, ale szybko o tym zapomniałam, ponieważ usłyszałam za sobą czyjeś kroki. On za mną idzie! Biegnie! Zaczęłam znów swój bieg, który niemal zależał od tego czy to przeżyje. W biegach byłam najlepsza, dlatego strasznie zdziwił mnie fakt, że ten KTOŚ  mnie dogania co z potęgowało moje przerażenie. Tylko jedna osoba umiała mnie doganiać i z pewnością był to ON.





Nawet niewinne rzeczy
 w cudzych rękach  potrafią zmienić się w
truciznę 


_____________________________________________

Hejka kochani♥

Tak więc przychodzę z nowym rozdziałem. Jak Wam się podoba? Proszę o szczere opinie, bo ja widzicie trochę to trwało zanim tutaj go opublikowałam. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki miałam zastój. Strasznie ciężko było mi go napisać i sami musicie ocenić jak wyszedł. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.

Jeśli chodzi o Just give me a free love to moja praca nad nowym rozdziałem wciąż trwa, jednak zbliżam się chyba powoli do jakichś konkretów. Także bardzo proszę o cierpliwość.
Przypominam, że dalej możecie zadawać pytania na ask-u do mnie jak i do obydwu blogów.

Kocham Was mocno ;*
Do zobaczenia♥
XX




piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział pierwszy : To dopiero początek






Dzisiejszej nocy nie zmrużyłam nawet oka. Wciąż wpatrywałam się w bialutki sufit nad głową, mocno ściskając z obu stron dłońmi kołdrę. Panicznie bałam się co mnie dzisiaj czeka, gdy budzik wybije równo godzinę siódmą. Miałam jeszcze jedyne pół godziny, które tak bardzo chciałabym w jakiś dobry sposób wygospodarować… ale jedyne na co było mnie stać to gapienie się prosto przed siebie, a minuty i tak w zwariowanym tempie mijały… paraliżując mnie coraz bardziej. Cały czas miałam jakieś dziwne uczucie, że o czymś zapomniałam lub o kimś… że ktoś na mnie czeka, że ktoś się martwi… ale nie miałam pojęcia kto i dlaczego. Nagle po pomieszczeniu rozległ się piskliwy dźwięk. Zerwałam się na równe nogi, potykając się o coś leżącego na ziemi, ale dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to tylko budzik. Szybko go wyciszyłam, mając nadzieję, że żadnego z domowników nie obudziłam. Gdyby tylko matka go usłyszała, wtedy na pewno bym musiała tam iść… a tak jest jeszcze nadzieja, że zapomniała. Choć szczerze w to wątpiłam, jak można zapomnieć o czymś, o czym gada się bez przerwy z podekscytowaniem od tygodnia?! Okazało się, że powodem mojego upadku były walizki, których jeszcze od wczoraj nie rozpakowałam. Nie chciałam tego robić… gdy stały tak spakowane wciąż miałam nadzieję, że tam wrócę. Głupie wiem, każdy na moim miejscu cieszył by się, że w końcu może się stamtąd wyrwać, posmakować życia, żyć normalnie. Patrzyłam codziennie jak garstka ludzi się wypisuję z tego ośrodka, byli tacy uśmiechnięci, szczęśliwi, widząc mnie wczorajszą nie można było tego o mnie powiedzieć. Może powodem tego było to, że wierzyli, że teraz będzie lepiej, że życie jakoś im się poukłada. Ja wiedziałam. Koszmar, który miał miejsce półtora roku temu – powróci. Dlatego tak bardzo bałam się tam iść.
- Lilly wstawaj już. – do pokoju wpadła moja matka z tym samym uśmiechem co zawsze – zwycięscy. W tym samym momencie miałam chęć zniknąć, prysnąć, roztopić się. Cokolwiek.
- Nigdzie nie idę. – warknęłam, łudząc się, że wygram tę walkę. Po jej minie mogłam wywnioskować, że spodziewała się mojego oporu, ale i tak wiedziała, że wygra. No cóż, ja też o tym wiedziałam. Stanęła nastroszona, a ręce założyła zaborczo na biodra, łudząc się, że tak wygląda naprawdę groźnie.
- Nie ma mowy! Ubierz się, zjedz śniadanie i cię podwiozę. Chodzenie do szkoły to twój obowiązek, tak samo jak to, że masz się mnie słuchać. – rzuciła ostro i trzasnęła drzwiami, ale gdybym to była ja! Już mogłabym się pożegnać z mieszkaniem tu… co by w sumie ni było taką złą opcją… Odetchnęłam głęboko i zanurkowałam do szafy mając nadzieję, że znajdę coś wystrzałowego, ale po chwili zrezygnowałam ze starannego dobrania stroju, bo zdałam sobie sprawę, że to w niczym nie pomoże, bo czy to ma jakieś znaczenie? I tak będę wyglądała, jak… JA. A to by tylko spowodowało, że przyciągam uwagę, a i tak i bez tego to robię, co jest najgorszą rzeczą w moim życiu, a uwierzcie mi dużo tego. Założyłam na siebie rurki, które już od pewnego czasu zsuwały mi się coraz bardziej z bardzo szerokich bioder, a na górze założyłam bardzo luźniejszą bluzę, która miała na celu nie obciskać  mojego mocno wybuchłego brzucha i zakryć głębokie rany na rękach, przypominające ten najtrudniejszy okres w moim życiu… rozczesałam włosy i udałam się na dół, dzięki Bogu w moim pokoju nie było ani jednego, najmniejszego lustra, nienawidziłam ich.
- Zrobiłam płatki. – powiedziała dumnym głosem, widząc, że wygrała.
- Nie zjem ich. – powiedziałam pewnie, siadając i czekając, aż ona spożyje swoje jakże obfite śniadanie – kawę zbożową, aby jak to ona mówi, mieć energię na cały dzień i być zgrabną, ale z ręką na sercu mogłabym powiedzieć, że to jej nie wychodzi, ponieważ wygląda jak chodzący kościotrup. Zerknęła na mnie z ukosa i syknęła coś pod nosem, czytając jakieś nowe czasopismo zapewne o fryzurach, które są teraz w modzie dla osób w jej wieku.
- Potrzebne mi dwie stówy. – krzyknął groźnie Zayn nie znoszący sprzeciwu, schodząc po schodach, nic dziwnego. Cały czas prosił matkę o kasę. Jakby tak zebrać te wszystkie pieniądze co mu dała, to uuu... mógłby mieć najdroższe auto w okolicy, ale on go nie potrzebował, bo po co? Zresztą nawet jakby chciał, to mógłby po prostu poprosić o niego matkę, na pewno mu by dała na niego pieniądze, jak wszystko o cokolwiek ją poprosił.  Stale nie było go w domu lub siedział z paczką u nas na strychu, gdzie byłam tylko może z trzy razy w życiu. To było ich miejsce i nikt nie miał prawa tam wejść, a przynajmniej bez pozwolenia. Gdy byłam tam ostatni raz, ściany były czarne, a na nich znajdowały się przeróżne kolorowe graffiti. Pomieszczenie było całe zadymione, jakby się tam paliło, ale to wcale nie był ogień, a z głośników pohukiwał rap i różnego tego typy piosenek. Nie przepadałam za takim typem muzyki… i jak w ogóle można było tego tak głośno słuchać?! Można ogłuchnąć, serio. Nigdy więcej już tam nie poszłam.
- Przecież wczoraj dałam ci pięćdziesiąt. – powiedziała nie odrywając wzroku od lektury.
- Ale to było wczoraj. Dzisiaj jest dzisiaj. – powiedział z twarzą nie wyrażającą emocji, nalewając sobie do szklanki mleka z lodówki.
- Na lodówce leżą pieniądze, weź sobie. – Zayn wziął je, a przechodząc łobuzersko się uśmiechnął i puścił mi oczko, znając jego zaraz położy się znów spać i nie pójdzie do żadnej szkoły. Jak ja bym tak chciała!!!
Jechałyśmy powoli przez zatłoczone ulicę. Nie odezwałam się ani słowem, bo co miała mówić? Że jej nienawidzę? Uwierzcie mi, że wiedziała o tym doskonale, ale jakoś specjalnie wcale jej to nie przeszkadzało. Gdy byłyśmy na miejscu wysiadłam bez słowa i ruszyłam wolnym krokiem tam gdzie to wszystko się zaczęło. Wciąż towarzyszyło mi to uczucie… miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam, że zaraz się coś stanie, że powinnam do kogoś zadzwonić i powiadomić o czymś, ale ja nie miałam nawet do kogo… więc dlaczego wciąż się tak czułam!? Nogi i ręce zaczęły mi się niemiłosiernie trząść, a na skroniach pojawiły się delikatne kropelki potu. Widziałam ludzi, których już nie można było w żaden sposób rozpoznać, wchodzili z różnych uliczek do jednych drzwi- wejściowych, każdy z nich przeżył jakby swoją zewnętrzną metamorfozę. Kiedyś wiedziałam wszytko o wszystkich, no ale cóż tyle się tu zmieniło w końcu nie było mnie tu półtorej roku. Weszłam do szkoły, której jak się szybko okazało nie znałam tak dobrze jak mi się jeszcze wydawało, gdy wychodziłam z mieszkania. Ściany były powypisywane jakimiś różnymi czarnymi hasłami. Szybko domyśliłam się, że były to obelgi uczniów na innych uczniów, widziałam nawet teraz niektórych co męczyli się zcieraniem tego, ponieważ zapewne dotyczyły ich, a każdy przechodzący obok ich wyśmiewał. Tylko czekać, aż pojawi się coś o mnie… Nie podobało mi się to. A jeszcze bardziej zaniepokoiło mnie to, że gdy tylko tu weszłam zdałam sobie sprawę, że jedna grupka ludzi rozmawia z sobą opowiadając różne żarty i stara się być dużo lepsza od innej garstki uczniów, stojących na przeciwko, która spogląda na nich z nienawiścią, następnie następna paczka ludzi podchodziła do jednej z nich, witają się przyjaźnie i dołączają do bycia „ lepszymi ”. Każdy z nich miał na sobie drogie air maxy lub bluzy z SSG. Kiedyś tak nie było… Kiedyś wszyscy byli razem i wspierali siebie nawzajem. Szybko zszokowana odwróciłam od nich wzrok, bo zdałam sobie sprawę, że mnie już zauważyli i teraz obie grupy wpatrują się prosto we mnie, z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. To było okropne. Każdy z nich zaczął szeptać i pokazywać mnie sobie palcami. Wiedziałam, że mnie nie rozpoznali… nie mogli. Gdy stąd odeszłam ważyłam ok. 90 kg, potem przytyłam jeszcze 20 kg, ale teraz ważyłam 50 kg, to i tak czułam się nadal tą samą grubaską, a oni wcale nie ułatwiali sprawy wlepiając swoje oczy we mnie i powodując u mnie odruchy wymiotne, które tak bardzo starałam się ukryć. Na końcu korytarzu przyśpieszyłam i schowałam się w łazience. Starałam się tylko nie popatrzeć na obszerne lustro stojące z prawej strony, już dawno nauczyłam się, że nie warto w nie patrzeć. Kiedyś zawsze ryczałam gdy tylko się zobaczyłam, miałam już siebie dosyć, więc nie patrzyłam do lustra już dobre dwa lata. Rzuciłam tylko torbę gdzieś obok i skuliłam się w kłębek, kiwając się na boki. Wgryzłam się w rękę, żeby tylko nie wybuchnąć nie pohamowanym płaczem. Tak bardzo jej nienawidziłam! Co takiego jej zrobiłam, że kazała mi tu przyjść!? Zrobiła to po to, żeby mnie złamać, żebym już nie była jej problem, żebym TYM razem skończyła ze sobą raz na zawsze. Co ja jej takiego zrobiłam?! Urodziłam się. Tak, to chyba była najlepsza odpowiedzi. Wytarłam wierzchem dłoni łzy i starałam się uspokoić, zaraz zadzwoni dzwonek, a ja nie mogę się spóźnić i pozwolić, żeby ludzie wiedzieli, że płakałam. Pierwsza zasada – nie okazuj słabości.
Po chwili byłam już w klasie, starałam się na nikogo nie patrzeć, po prostu usiadłam w wolnej, ostatniej ławce. Zaczęłam coś bazgrać w zeszycie, żeby nikt nie pomyślał, że się denerwuje, albo nie wiem co ze sobą zrobić, nie zastanawiałam się co dokładnie maluję, pozwoliłam by moja ręka szła własną ścieżką, którą uważa za słuszną, ufałam jej. Nigdy nikogo ani niczego nie zmuszam do wybierania moich decyzji, każdy powinien mieć swoje zdanie i nim się kierować, inaczej każdy by był kopią drugiego. Co za monotonność… Do klasy weszła nauczycielka, której nie znałam, musieli ją zatrudnić, gdy mnie tu już nie było. Wyglądała na miłą, ale miało to też swoje minusy, ponieważ nikt prawie nie zwracał na nią uwagi, wciąż zajmował się swoim życiem i nie ukrywajmy, moim też ponieważ, wciąż czułam na sobie ich wszystkich ciekawskie i prymitywne spojrzenia. Nauczycielka zaczęła sprawdzać obecność, ale tak naprawdę sprawdzała ją dla siebie, ponieważ nikt nie odpowiadał „ jestem” i musiała sama ich szukać wzrokiem. Gdy doszło do mojego, chciałam się wtopić w tłum i także nie odpowiadałam, ale mnie nie mogła sobie wyszukać ponieważ mnie nie znała. Wyczytała po raz pierwszy moje nazwisko, a w klasie zapanowała cisza. Każdy na pewno je pamiętał i dziwił się dlaczego je wyczytano, skoro nie ma takiej osoby już tu ponad rok, ale także nie skojarzyli, że to mogłam być po prostu ja. Głąby. Kobieta powtórzyła jeszcze dwa razy moje nazwisko, a w klasie zaczęli szeptać, wciąż nie wiedząc o co chodzi. Musiałam się przyznać, nie było innego wyjścia… przecież tak czy inaczej się dowiedzą, że wróciłam…
- Jestem. – wstałam z ławki i odpowiedziałam jak najpewniej umiałam, a każdy popatrzył oszołomiony w moją stronę. To już było dla mnie za wiele, dlaczego oni muszą się tak kurwa gapić?! Nie mogą ewentualnie zerknąć!? Przegryzłam dolną wargę i uciekłam wzrokiem na mój stolik, na którym ujrzałam mój rysunek. Dopiero teraz zdążyłam się jemu przyjrzeć. Przedstawiał młodą dziewczynę, która była malowaną blondynką i miała duże, brązowe oczy. Jej wyraz twarzy był zdziwiony, a wręcz przerażający… Coś w niej budziło strach. Skądś ją znałam, jakby była bardzo bliska memu sercu, ale nie miałam pojęcia skąd… Coś mi tu nie pasowało i wciąż nie miałam pojęcia skąd ją znam, a znałam i coś mi mówiło, że bardzo dobrze.  Usiadłam na swoje miejsce i wręcz modliłam się, żeby ta lekcja się w końcu skończyła. Każdy robił co chciał, czyli głośno obgadywał mnie, a nauczycielka już wyszła parę minuty temu i nic nie skazywało na to, żeby zaraz miała wrócić. Gdy zdałam sobie sprawę, że ona już na pewno nie wróci, zabrałam swoje rzeczy i jak najszybciej wyszłam przed szkołę. Wyjęłam swój szkicownik i zaczęłam malować ich wszystkich twarze zwrócone prosto na mnie, były zdziwione i pełne zirytowania. Malowanie to był mój sposób na wyładowywanie gniewu, robiłam to szybko i precyzyjnie. W myślach wciąż ich wszystkich przezywałam i powtarzałam sobie, że już nigdy przenigdy tam nie wrócę, a przynamniej dzisiaj. Miałam dość i wciąż czułam, że się cała telepie. Dlatego podskoczyłam bardzo wysoko i wydałam z siebie zaskoczony dźwięk, gdy usłyszałam nieznajomy głos po mojej prawej stronie.
  - Siostra Zayna? – szybko odsunęłam się na bezpieczną odległość i niepewnie popatrzyłam w kierunku dochodzącego głosu. Była to drobna i raczej niska blondynka z piwnymi oczami i z dużymi wargami, wyglądem kojarzyła mi trochę z ropuchą, ale była bardzo ładna jak na ropuchę. Jednak nie przypominała niczym dziewczyny z mojego rysunku.
Pokiwałam lekko głową przyznając jej rację.
- Jestem Sky. – powiedziała spokojnie, leciutką unosząc konciki ust do góry, ale zrobiła to prawie niedoszczegalnie. Widząc moje zdziwienie od razu dodała. – Jego dziewczyna.
- On ma dziewczynę? – spytałam  lekko zszokowana. Wiedziałam, że miał duże powodzenie u płci przeciwnej, ale wydawało mi się, że raczej się nimi bawił, a nie miał stabilnego związku. No chyba, że to związek, jak to mówią „ otwarty”. W sumie to by mi to do niej pasowało… nie wyglądała na jakąś cnotkę.
- Yep, od pół roku. – dziwnie się czułam… jak za dawnych czasów, gdy jeszcze nie zaczęło się to wszystko, gdy byłam… normalna. Umiałam w miarę blisko niej siedzieć, a nawet się do niej na luzie odzywać… Już od dawna nie lubiłam ludzi ani ich obecności, męczyła mnie i zawsze musiałam mieć wolną przestrzeń chociaż na odległość metra. Inaczej wpadałam w panikę, a co dopiero mówić, gdy ktoś mnie dotykał !!!, nienawidziłam tego z czystego serca i potrafiłam wtedy robić najgorsze rzeczy w moim życiu.
- Nie opowiadał mi o tobie. – powiedziałam jak zawsze - szczerze, a ona się cicho zaśmiała, chociaż była bardzo pewna siebie, to dało się wyczuć od razu.
- Wiem, nie lubi raczej mówić o swoich uczuciach, więc o tobie także mi nie opowiadał. – popatrzyłam na nią pytająco, bo skoro było tak jak ona mówi, to skąd w takim razie wiedziała, że jestem siostrą Zayna? I że w ogóle taką ma?
- W szkole chodzą takie plotki, że Lilly Malik wróciła. – wyjaśniła jakby od niechcenia.
- Nie rozumiem… gdzie się podziali ci wszyscy ludzie, któźni kiedyś tu byli? Nie widziałam tu dzisiaj ani jednej znajomej twarzy. Jak to w ogóle możliwe? – spytałam mając nadzieje, że w końcu się dowiem. Blondynka patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę w skupieniu.
- Naprawdę nie wiesz? – obdarzyła mnie badawczym spojrzeniem, a gdy pokręciłam przecząco głową, wstała i rozglądnęła się w około. – Wiesz nie mam teraz za dużo czasu, przyjdź dzisiaj do pubu Secound to pogadamy. – powiedziała lekko się uśmiechając i poszła w kierunku bramy, która prowadziła do wyjścia z terytorium szkoły. Nagle zauważyłam chłopaka ubranego w staranne i modne przecierane jeansy, koszule czarną, trzy czwartą, przylegającą do jego ciała uwydatniającą jego mięśnie i na to rozpinaną, szarawo – szafirową, szeroką bluzę. Jednak najbardziej wyróżniały się u niego starannie ułożone blond włosy, zaczesane do tyłu. To musiał być on, odetchnęłam z ulgą widząc w końcu kogoś znajomego.
- Niall! – krzyknęłam i chciałam do niego podejść, lecz on widząc mnie szybko zawrócił z powrotem do szkoły. Postanowiłam nie dać za wygraną i przyspieszyłam za nim kroku. – Hej Niall!
- Śpieszę się. – warknął głosem, którego nie rozpoznawałam. Nie był już tym samym chłopcem jakiego znałam. Wydoroślał, a teraz jego ręce były pokryte tatuażami i małymi bliznami.
- Nie widzieliśmy się półtora roku, a ty widząc mnie mówisz, że się śpieszysz?! – wrzasnęłam nic nie rozumiejąc, już za nim nie biegłam, teraz stanęłam i patrzyłam na niego z oburzeniem. Nagle odwrócił się i popatrzył gdzieś na w coś za moimi plecami, byle tylko nie na mnie, nie dziwie mu się, ja też nie chcę się na siebie patrzeć.
- A czego się spodziewałaś? – warknął. – Rozejrzyj się już nic nie jestem takie same, jak kiedyś. Nie takie jak przed jej śmiercią. – zatoczył ręką łuk, ukazując to wszystko co jest wokół nas.
- Czyją śmiercią? – spytałam niczego nie rozumiejąc. Teraz popatrzył mi prosto w oczy, jakby nie chwytał o co mi chodzi i czy żartuję. Podszedł do mnie ostrożnym, ale i pewnym krokiem. Automatycznie odeszłam parę kroków w tył.
- Dali ci to świństwo?! – spytał oszołomiony.
- Jakie? – spytałam, ponieważ bałam się czego mam się dowiedzieć, ale też i jego samego… Patrzył na mnie z takim bólem i wściekłością, którego nawet nie jestem w stanie opisać. Nie odpowiadał, tylko potarł ręką twarz, aby się uspokoić i zaczął przechadzać się nerwowo po korytarzu, starając się coś pojąć. – Kto?! Kto umarł? – wyjąkałam, czując, że jestem bliska załamaniu. Niall przystanął i tym razem popatrzył na mnie ze zrozumieniem i tym samym bólem co wcześniej.
- To była ona Lills. Ona. Maggie. – Maggie… Maggie. Maggie! Dziewczyna z rysunku… moja ukochana przyjaciółka… jak ja mogłam o niej zapomnieć?! CO jest do cholery?! i znów przybrał ten sam wyraz twarzy co wcześniej – zły, nienawistny, niewzruszony i tak po prostu odszedł. Odszedł. Zostawiając mnie samą na środku tego piekielnego korytarzu, który tym razem zaczął mnie przytłaczać swoją obecnością i miarą niezliczonych wspomnień, które zaczęły mnie ze wszystkich stron atakować i zgniatać, nie pozwalając nabrać tchu. Umierałam. Wrzasnęłam na całe gardło z bólu, zapominając, że jestem  szkole. Z bólu, który był nadmiarem emocji i informacji, które teraz, jedna za drugą zaczęły pojawiać się w mojej głowie, niczym łańcuszek załamań. Czułam jak moja dusza rozdziera się rozdziela na pół. Co oni do cholery mi dali?! Co więcej czułam, że to dopiero początek.



Po co uwieczniać coś, co zaraz zginie? 
Istnieje tylko tu i teraz ! 
Wszystko co było jest już śmiercią...





---------------------------------------------------------

No siemanko ~!! ♥
Postanowiłam, że zacznę rozdziały od razu od akcji. 
Zapomniałam Wam wyjaśnić pod prologiem, więc pisze tu : W prologu było napisane pod spodem "~ M" to był list i przesłanie od Maggie, jest ona w bohaterach jako druga. 
Właśnie jak już przy tym jesteśmy... w zakładce " Bohaterowie " to do niej PRAWIE wszyscy się zwracali. 
Tak, ona umarła, ale to głównie w okół niej będzie się toczyć akcja ;))
W następnym rozdziale dowiedziecie się co takiego Lilly dali i poznacie duuużo nowych bohaterów, którzy już są także w tam tej zakładce. Na razie ich nie dawałam, bo pomyślałam, że na początku musicie oswoić się głównie z główną bohaterką xD i z jej życiem. 
Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień ♥
I chciałam Was powiadomić, że jestem już w połowie pisania rozdziału do JGAFL :)) Tak jakoś zmotywowały mnie osoby z asku i ogólnie, pomyślałam, że to nie fair, więc zabrałam się za to ♥ 
Dziękuję Wam ♥


A no i jak Wam się podoba teledysk 1D do You & I ?!
Jak dla mnie bomba ♥♥ Zayn to mnie po prostu rozwalił swoim seksapilem ! ♥
Wciąż nie ogarniam tego po co Harrym biegł w pewnym momencie, ale całość cudowna ! 
Taka skromna i metaforyczna... Awww.. wolę jak nakręcają coś takiego niż z laskami :D 
A i pamiętajmy, żeby NABIJAĆ WYŚWIETLENIA !! Musimy pobić rekord ♥


CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! 

To tyle miśki, buziaki <33


Witaj!