sobota, 10 maja 2014

Rozdział drugi: Niepamięć.






-Będziesz tu tak stała?- usłyszałam za sobą czyjeś drwiny, które w końcu pomogły mi się ocknąć i ruszyć z miejsca. Zapewne był to jakiś przypadkowy chłopak, którego i tak nie było mi dane poznać, ale jakoś tego specjalnie nie żałowałam. Nawet nie wiem ile minęło czasu odkąd tutaj stoję. Czuję się jakbym była sparaliżowana… i w dodatku nie wiem co ze sobą zrobić. Ręce trzęsą mi się pod wpływem emocji i już nawet zapomniałam jak sie chodzi, chwieje się na boki, utrzymując jak najbardziej pozycje w pionie. Czuję się rozdarta. W mojej głowie w kółko i w kółko brzmią słowa Nialla. "Maggie!" Nie żyje. Gdzie wtedy byłam?! W ogóle wtedy gdzieś byłam?! Co jeszcze do cholery mnie ominęło?! A co wydarzyło się jeszcze, że Horan tak bardzo jest na mnie zły? Jak mogłam zapomnieć o czymś takim?! Jak do cholery?! Zaczęłam biec przed siebie na nogach z waty, coraz bardziej przyśpieszając. Jedyne co teraz wiedziałam, to to, że nie będę w tym miejscu ani minuty dłużej.
Biegłam przez miasto, aż w końcu znalazłam się przy swoim domu. Otworzyłam drzwi i wbiegłam na górę po schodach do swojego pokoju, tam gdzie jest bezpiecznie. Tylko tam tak się czuję. Zabezpieczyłam drzwi, zamykając na klucz. Szybko od nich odskoczyłam, łapiąc się za głowę, która mi jakby eksplodowała. Wzięłam swoją małą poduszkę, którą miałam u siebie od zawsze i przytuliłam ją mocno do siebie. Dostałam ją kiedyś od Zayna, dawno temu, ale  zawsze mnie uspokaja, gdy czuję się jak ostatnia ofiara losu. Mój brat wtedy był inny, wszystko było inne. Moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, a tak naprawdę nie znałam tego przyczyny.
Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w spływające po szybie krople deszczu. Każda wyglądała jakby chciała wygrać swoją życiową walkę. Dziwne, bo czułam się właśnie jak jedna z nich, tylko ja do mety nie byłam wstanie dobiec, potknęłam się na samym początku. Nawet one były silniejsze niż ja. Biedna, zagubiona, szukająca dobrej drogi do zwycięstwa i taka mała w środku, w tej sferze duchowej. Wszystko może je złamać i pokrzyżować plany. Taka właśnie byłam, a teraz doszło to wszystko, czego nie pamiętam. Mam wrażenie, że nie wiem czegoś ważnego ze swojego życia, czegoś bardzo istotnego, ale nie mam pojęcia czego. Jedno było pewne. Jeżeli ktoś cokolwiek mi dał i było to złe to była moja matka. Ona właśnie taka jest, myśli, że mi pomaga, a utrudnia wszystko co chcę osiągnąć. Musiałam ją sprawdzić.
Zbiegłam na dół do kuchni i otworzyłam szafkę z ważnymi papierami, do której "nikt nie ma dostępu". Nigdy tu nie zaglądałam. Zawsze bałam się reakcji mamy gdyby się spostrzegła, a wiedziała by o tym, uwierzcie mi. Tym razem nie było jak zawsze, bo zginęła moja przyjaciółka, wiesz jakie to uczucie? Gdy zapominasz  o najważniejszej osobie z którą się przyjaźniłaś od około dziesięciu lat, a potem jej śmierć, która nie jest dla ciebie tragedią? Bo czujesz jakby, tak naprawdę nigdy jej nie było, ale wiesz, że w niektórych momentach życia była z tobą. Do tego nie pamiętam, jak to się stało! Nie pamiętam! Nawet nie wiem, gdzie znajduje się jej grób i czy byłam na jej pogrzebie! To chore, to cholernie chore!
Wyjęłam, a raczej wyrzuciłam z nadmiaru emocji, wszystkie jakieś ważne papiery na podłogę i zaczęłam gorączkowo to przeglądać. Rachunki, jakieś listy z banków, książeczki zdrowia nawet nie wiedziałam czego dokładnie tu szukam.  I... Mam! Mój wypis z ośrodka. Otworzyłam grubą teczkę. Dość sporo tego było, ponieważ wszystko opisane jest tu dosłownie. Czuję się, czytając to, jakbym była tam z powrotem, jakbym znowu przeżywała tą całą terapie od początku, do samego końca. To wcale nie jest takie proste, wszystko co musiałam tam przejść mnie zniszczyło i uratowała, zarazem. To dlatego teraz taka jestem, taka okropna, taka niepozbierana. Na niektórych nawet wydrukach zatrzymałam się na chwilę, ale potem szybko przerzuciłam go na drugą stronę- tą gdzie odkładałam te nieważne. Wzięłam do ręki następny papier, nie był on jak wszystkie, ponieważ ten definitywnie pochodził z jakiejś jakby operacji czy zabiegu, której nigdy w życiu nie miałam. Przeczytałam na samej górze moje imię i nazwisko, a tętno od razu mi podskoczyło. Zaczęłam chwytać łapczywie powietrze czując, że zaraz zemdleję, a ręce zaczęły mi trząść i tym samym pocić. Nagle wszytko jakby się rozpłynęło, a zamiast mojego pokoju znajdowałam się już w nowym miejscu, nie znanym mi dotąd. Jednak coś powodowało, że kiedyś już tu byłam.




- Proszę pokazać skierowanie. – powiedział mężczyzna w białym fartuszku nie odrywając wzroku od swojej kartki, gdzie wciąż coś bazgrolił.
- Nie mamy go. – warknęła osoba, która wyglądała prawie tak samo jak ja. Miałam jakieś przeczucie, że ta postać to właśnie ja. Widziałam samą siebie,  jakbym obserwowała obcą mi osobę. Próbowałam wydostać się z całych sił z objęć muskularnego mężczyzny, zaborczo ściskającego moje ramiona. Zauważyłam, że dziewczyna, która była definitywnie mną, chciała stamtąd uciec, ale nie miałam pojęcia czemu i dlaczego on ją do cholery trzymał?!
- Chwila, gdzieś tu było. – powiedziała nerwowo moja matka, szukając jakiegoś świstka w swojej ogromnej torbie.
- Nie kłam, nie masz go. Twoja misja się nie powiedzie, przykro mi. – powiedziałam bezczelnie się śmiejąc, prawie powstrzymując się od niemal splunięcia śliną w jej stronę. Miałam na sobie podarte rajstopy i krótką spódniczkę, ale nie to przykuło moją uwagę. Miałam czarne jak smoła włosy, mocno pomalowane czarną kredką oczy i usta na krwistą czerwień, a z moich oczu już stąd dało się wyczuć chłód, który w nich panował, ale także obłęd i desperację.
- O! Tu jest. – powiedziała słodko uśmiechając się w stronę mężczyzny w średnim wieku, kładąc mu je na biurku. Był to ten sam papierek, który trzymałam przed chwilą w ręku. Myślałam, że moje oczy nie mogą się już bardziej rozszerzyć niż do tej pory, ale się myliłam.
- Nie! Nie ufaj jej! To jest fałszywe! JA JESTEM ZDROWA! – wydusiłam z siebie przeraźliwy krzyk, głośno przełykając ślinę.
- Sam pan widzi… Już nic nie jest w stanie pomóc. – mówiła zatroskanym głosem, którym nigdy mnie nie obdarzyła, ani teraz, ani nawet w dzieciństwie.
- Proszę nie. – wyszeptałam błagając doktora, a w moim głosie pobrzmiewał strach. Gdyby nie mężczyzna mnie przytrzymujący, byłam w  stanie nawet paść na kolana, jakby cokolwiek to pomogło, widziałam to w swoich oczach. Lekarz na chwile popatrzył na mnie badawczym wzrokiem, następnie znów wrócił do papierkowej roboty, tylko powiedział jedynie mało dosłyszalnie.
- Przyszykujcie dla niej sale.
- NIE! Nie! Nie możesz mi tego zrobić, słyszysz?! Nie możesz! – zaczęłam kręcić przecząco głową starając się to wszystko pojąć patrząc wprost w oczy mojej matki.
- Już zrobiłam. – powiedziała wyniośle się prostując. Szukałam wzrokiem jakiegoś wyjścia jakiejkolwiek ucieczki, coś co by mi teraz pomogło. Mój wzrok dłużej zatrzymał się na oknie na którym były przedstawione krajobrazy mniej więcej z drugiego pietra, tak licząc na oko. Matka popatrzyła się w tę samą stronę co ja z przerażeniem. Teraz już nie obserwowałam tego całego zdarzenia z boku, teraz widziałam już wszystko z perspektywy oczu tej dziewczyny, jakbym była nią z powrotem.
- Nie rób tego. – ostrzegła ostro, ale ja jej już nie słuchałam. Szybko podniosłam nogę do góry i z całych sił uderzyłam w ochroniarza przyrodzenie. Ten nie wytrzymał i zgiął się w pół uwalniając moje ciało. Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Na korytarzu zapewne ktoś by mnie zatrzymał, dał zastrzyk usypiający lub inne gówno, nie mogłam na to pozwolić. Nie wiedziałam czemu, ale musiałam uciekać, czułam to w sobie. To byłby okropny koniec mnie samej. Kątem oka zobaczyłam jak Zayn wbiega do gabinetu cały roztrzęsiony, jednak gdy tylko połapał co się dzieje, ja szybko skoczyłam na biurko, na którym zdezorientowany lekarz coś pisał i wyszeptałam w mojego brata stronę.
- Przepraszam. - i z całych sił odbiłam się od meblu i naprałam na szybę w oknie, która znajdowała się nad biurkiem. Pod moim ciężarem rozbiła się niemal w pył kalecząc moje całe ciało. Miałam ochotę rzucić się Zayn'owi w ramiona i błagając by mnie stąd zabrał, ale moje ciało cale nie chciało mnie słuchać i robiło swoje, jakby wiedziało lepiej co dla mnie  tej chwili jest lepsze. Słyszałam tylko jak chłopak wydaje jakieś przeraźliwe dźwięki, ale czy to miało znaczenie? Za chwilę i tak mnie tu nie będzie. To był dramatyczny koniec, jak i całe moje życie. Jednak spadając, czułam się dobrze, jakby tak właśnie powinno być. To było dziwne, ale czułam wewnętrzny spokój i szczęście.  Miałam na twarzy zwycięski, szaleńczy uśmiech. Zwyciężyłam – ja. Nie ona, nie da mi tego czego tak bardzo pragnie. Nie będę jej już więcej jej marionetką i wymarzoną córką. Skończyłam jako JA, czy to nie piękne?
- Maggie nadchodzę. – krzyknęłam ile siły w płucach. A potem była już tylko ciemność…



Mocno zacisnęłam pięści i powieki, a głowę przekręciłam w bok, z bolesnego wspomnienia, które ogarnęło moje całe ciało. Byłam pewna, że to działo się naprawdę, kiedyś. Ale jak to możliwe, że przeżyłam? Zawsze wiedziałam, że moja matka ma nad wszystkim władze, ale nad wszechświatem też? Przecież to nie możliwe, żebym przeżyła coś takiego! To się nie zdarza. Byłam taka głupia… Tak bardzo się myliłam, że to już koniec. To nie ja wygrałam, tylko ona. Zwyciężyła. Jak zwykle. Czułam się jak w jakimś filmie, gdzie żyje się w wiecznym kłamstwie, gdzie ktoś perfidnie drwi ci w oczy i wytyka cię palcami. Kurczyłam się wewnętrznie i nie mogłam powstać z upadku, który przeżyłam na własnej skórze. Kotłowało się we mnie od miliona różnych emocji i jedyne co potrafiłam w tym momencie, to krzyczeć, przeraźliwe krzyczeć z bólu. Żadne logiczne słowa nie wydostawały się z moich ust, jedynie krzyk, a wraz z nim czułam jak ostatnie siły usuwają się z się z mojego ciała. Upadłam na kolana i podarłam kartkę z wynikami badań. Byłam kolejny raz zraniona, przez tak bliskie mi osoby. Dlaczego mi to zrobili, dlaczego pozwolili zrobić to właśnie mi?! Starałam sobie przypomnieć coś, cokolwiek, nawet głupi koniec roku sprzed dwóch lat. Nic z tego. Wiedziałam jedynie momenty mojego życia sprzed… ZARAZ! Który jest teraz rok?! Szybko kręcąc głową i łudząc się że to jakiś sen dobiegłam do kalendarza w kuchni i osłupiałam. Widniał tam rok 2014.
- Że co kurwa?! – wysapałam ciężko. Nie patrzyłam na kalendarz ani razu odkąd wyszłam z przychodni, czyli od wczoraj, no bo po co? Byłam pewna, że jest 2012 rok. Tam nie można było mieć telefonów, komputerów i tego typu rzeczy. To by wyjaśniało, dlaczego tak dużo zmieniło się w szkole od mojego ostatniego pobytu… Nie minęło półtorej roku lecz trzy z kawałkiem. To chyba jakiś żart… Wiedziałam, że matka jest do wszystkiego zdolna, ale do czegoś takiego?! Wymazała mi moje dwa lata w których tak dużo się wydarzyło. Teraz już miałam pewność – Maggie istnieje. Cały czas czułam jakby żyła w mojej podświadomości, że nie istnieje, myliłam się. Ona żyje, a właściwie żyła z tego co powiedział mi Niall. Ale jak to się stało, że w tak młodym wieku zmarła?! Moje myśli się kotłowały nie dając mi spokoju i wyczekiwanych odpowiedzi. Nie mogłam tak dłużej po prostu siedzieć i rozmyślać ile pominęłam. Nagle z drugiego pokoju usłyszałam dźwięk dochodzącego sms-a. Na ostatku sił wstałam z podłogi i ledwo trzymając się na nogach ruszyłam stronę dochodzącego sygnału. Wzięłam do ręki telefon i przesunęłam palcem po ekranie w celu odblokowania ekranu. Nie miałam zapisanego tego numeru w kontaktach, co mnie trochę zdziwiło, no bo kto miałby mój numer, a ja jego nie?



"Widzimy się na imprezie? Będę czekać na miejscu.
Sky"


Opadłam bezwładnie na sofę znajdująca się na środku pokoju gościnnego i zakryłam dłońmi swoją twarz. Dlaczego nie odmówiłam wtedy pod szkołą? Dobrze wiedziałam, że nie będę w stanie, aby "dobrze bawić się ze swoimi przyjaciółmi" Oh głupia ja! Przecież ja nie mam przyjaciół! Beznadziejna Lily zawsze umie wpakować się w największe problemy! Dlaczego właśnie ja musze żyć sama ze sobą?! Nie mogłam tam pójść, nie w takim stanie jakim jestem, nie tak jak wyglądam. Jestem przecież okropna, a każdy tam będzie się na manie patrzył i surowo oceniał, ale z drugiej strony przecież nie mogę spalić swojego pierwszego wejścia. Przecież dopiero co tu wróciłam. Weź się w garść idiotko!
Wstałam zrezygnowana z kanapy i skierowałam się w stronę swojego pokoju. Otworzyłam szafę i postanowiłam znaleźć w niej coś odpowiedniego. Wybrałam czarne rurki, które chociaż optycznie pomniejszały moje uda i do tego za duży sweter. Czułam się w nim najlepiej, a z tego co widzę na ulicach, teraz jest to modne. Szkoda, że ja nie nosze tego z powodu mody. Jest to jeden z moich ulubionych ubiorów, bo nic do mnie nie przylega i nie obciska z każdej strony i właśnie tak jest dobrze. A może dzięki temu wtopię się w tłum? Och, ile ja bym za to dała! Chciałabym być po prostu nie widoczna, przezroczysta.
Mój makijaż ograniczał sie do przeczesania rzęs tuszem, a włosy tylko rozczesałam. Może dla niektórych jest trudne malować swoje rzęsy czy oczy bez lusterka, ale dla mnie to pestka. Opanowałam to do perfekcji już dawno temu, czasem nawet próbuje z kredką, niestety nie widzę jak mi wychodzi, ponieważ jak już wspominałam nie używam luster i wszystkie omijam ogromnym łukiem. Tak naprawdę to nie widziałam już swojego odbicia z dobre dwa lata. Szczerze? Nie tęsknie za tym widokiem, ani trochę. Spakowałam wszystko co muszę mieć ze sobą do torby i zeszłam po schodach na dół. Weszłam do kuchni, aby posprzątać wszystkie porozrzucane papiery. Gdyby moja mama to zobaczyła, wątpię, żeby skończyło się to dobrze, a tak dopóki nie znajdzie podartych wyników, afera zostanie przeniesiona z dzisiaj, na za kilka tygodni. Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu i skierowałam się do wyjścia. Czułam się jak przestępca we własnym domu, w którym nie czułam się już tak bezpiecznie, jak jeszcze chwilę temu. Zobaczyłam przez okno w kuchni, że brama się powoli otwiera, a przez nią wjeżdża samochód mojej matki. Przeklęłam cicho pod nosem i udałam się do tylnego wyjścia na ogród. Poczekałam, aż wejdzie do mieszkania i dopiero wtedy po cichu wydostałam się z tego przeklętego miejsca. Obejrzałam się za siebie i spojrzałam na swój dom. A może powinnam tam wrócić i schować się gdzieś w szafie? To pewnie byłoby jedno z najbezpieczniejszych wyjść, ale ile można siedzieć na jednym miejscu? Musze sobie poradzić ze wszystkim co mnie otaczało i otacza.
Moje nogi zaczęły się kierować  w kierunku miejsca odbywającej sie imprezy. Choć serce i rozum chyba pierwszy raz w życiu jednogłośnie się zgadzały, podpowiadając mi, żebym uciekała i schowała się najlepiej w jakiejś krzaki lub po prostu wróciła do domu. Ignorowałam je, jak najlepiej umiałam, wciąż kierując się do celu. Przecież nie wolno nam patrzeć cały czas w tył prawda?
Gdy znalazłam się przed barem, słyszałam bardzo głośną muzykę „ Another Way Out ”,gdzie zapewne miała odbywać się jedna z najlepszych imprez w tym mieście. Widziałam, jak grupki ludzi roześmianych wychodziła z niego zataczając się, inni wchodzili z uśmiechami na twarzy, nie mogąc się doczekać dobrej zabawy. A ja? Stałam przed wejściem i walczyłam sama ze sobą, ponieważ nawet nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. Wzięłam jednak głęboki oddech i weszłam do środka. Co ma być to będzie i tak od tego nie ucieknę. Było tu masę ludzi, którzy tańczyli w rytm muzyki lub przekrzykiwali się nawzajem. Widziałam także paczkę młodych ludzi, którzy załatwiali jakieś interesy, niemal byłam pewna, że chodziło o jakieś narkotyki. Wszyscy byli bardzo umięśnieni, a ich skóra pokryta była masą tatuaży. Wpatrywałam się w nich by mieć pewność, że moje przepuszczenia są trafne, ale szybko z tego zrezygnowałam, gdy tamci spostrzegli się, że się na nich gapię. Cała ich grupka, jak na zawołanie, zaczęli wbijać we mnie te swoje ślepia pokryte wrogością, pod którymi niemal się skurczyłam. Były takie przerażające. Szybko potrzasnęłam głową odwracając swój wzrok, a po moim ciele przebiegły ciarki. Poszłam w głąb pomieszczenia. Alkohol był wszędzie, w powietrzu dało się wyczuć fajki i zapewne milion innych rodzajów ziół. Nie miałam pojęcia, co mam ze sobą zrobić. Nikogo tu nie znam, a obecność tylu ludzi w jednym pomieszczeniu, przyprawiała mnie o omdlenie. Byłam zdana na siebie. Byłam tak cholernie głupia, że w ogóle się tu zjawiłam. Co takiego mnie podkusiło, że wyszłam z mojego pokoju? Teraz mogłabym zakopać się pod kołdrą i rozpaczać nad moją naiwnością i życiem. W sumie to, to co robie przez mój całe moje życie. Nie mam siły na cokolwiek, nawet jak stoję w miejscu, widzę TYLKO nieśmiałe spojrzenia i nie dzieje się mi nic złego, mam ochotę zginąć i zapaść się pod ziemie. Możliwe, że za długo byłam w tym ośrodku, odizolowana od ludzi w moim wieku, jak i od całego świata. W życiu nie byłam tak zagubiona, jak na tej imprezie. Nie wiedziałam nic oprócz rażącego reflektora, który szybko migał na przeróżne strony, dodając „klimatu” . Nikogo tu nawet nie znałam. Gdybym chociaż wiedziała co mnie ominęło, czego nie pamiętam przez te głupie tabletki. Może oni wszyscy mnie tu znają, może byłam całkiem inna, kiedyś...
- Przyszłaś.- usłyszałam czyjś szept koło mojego ucha i głośno pisnęłam odwracając się i oddalając, jak tylko to było możliwe, ale po chwili zauważyłam, że była to Sky, która miała teraz niezły ze mnie ubaw. Już prawie zapomniałam, dlaczego tu się w ogóle znalazłam, ale dzięki niej sobie przypomniałam. To ona mnie tu zaciągnęła. Znam ją zaledwie od kilku godzin i zamieniłam z nią kilka zdań, a na jej prośbę tu przyszłam. Dziwne. Dlaczego jej zaufałam?! Choć nie wiem jaka dokładnie jest, mogę spokojnie powiedzieć, że wywierała na ludzi niesamowity wpływ, ale nie wydaje się, żeby robiła to specjalnie, choć wiedziałam, że zdaje sobie z tego sprawę. Miała coś w sobie przyciągającego, coś takiego innego niż my wszyscy, a wydawałoby się, że właśnie my szukamy tego co ona ma. Jej brązowe oczy, które były lekko podchmielone, teraz były mocno pogrubione czarną kredką, umiały lekko zahipnotyzować, jednak ciężko było odczytać z nich jakiekolwiek emocje. Była piękna i strasznie jej tego zazdrościłam. Oglądał się za nią prawie każdy chłopak i nie dziwię się, że mój brat także. Gdy już się uspokoiła, zakryła dłonią usta i spytała mnie szeroko się uśmiechając. - Napijesz się czegoś?

-Nie dzięki, przyszłam tylko na chwilę.- poprawiłam z lekkim zdenerwowaniem włosy, gdy się denerwowałam czasem tak robiłam
 . W sumie to nawet nie wiem na ile tu przyszłam, ale nie wydaje mi się, żeby picie w moim przypadku było dobre. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam alkohol w ustach, było to lata temu, tak mi się wydawało. Coś w środku mówiło mi, żebym się za to nie brała. To moje pierwsze wyjście od... Bardzo dawna i chyba alkohol tak od razu, nie należał do tych lepszych pomysłów.
-No dawaj, nie daj się prosić.- posłała mi zachęcający uśmiech, machając ręką w moją stronę.
-Nie to...
-Po jednym, ja też dzisiaj już nie będę więcej piła. Jeden drink ci i tak nie zaszkodzi. To będzie tylko na rozluźnienie.- oznajmiła i już miała zwrócić się do barmana z zamówieniem, ale tego nie zrobiła, ponieważ jakiś wysoki mulat odepchnął mnie trochę na bok przechodząc i wbił się z zachłannością prosto w usta Sky. Już miałam coś do niego krzyknąć i odciągnąć go od niej, ale jej wcale nie przeszkadzał, a dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, kto to jest. No tak… Mój brat. Chwilę już ten pocałunek trwał, a oni wydawali się go coraz bardziej i bardziej pogłębiać, kaszlnęłam na tyle głośno by mnie usłyszeli przez pohukiwaną muzykę. Zayn w końcu odsunął się od jej ust patrząc w moją stronę, ale wciąż obejmował Skyler.
- Lils?! Co ty tu robisz?! – spytał z irytacją w głosie. No cóż nie mamy takich kontaktów między sobą jak kiedyś. Przed śmiercią taty było zupełnie inaczej. Co tydzień jeździliśmy na ryby lub do kina i śnietnie się razem bawiliśmy, a on opowiadał mi o swoich pierwszych miłościach. Niestety to już przeszłość… Myślę, że Zayn wciąż ma w sobie głęboko zakorzenioną ranę po jego utracie. To go zmieniło, ale kogo nie? Przecież ja też byłam zupełnie inna, o matce już nie wspomnę. Stała się jeszcze gorszą suką niż była.
- A zapomniałam ci powiedzieć, zaprosiłam ją. – powiedziała wymijająco blondynka, unikając jego morderczego wzroku skierowanego w jej stronę i w końcu zamówiła nasze drinki.
- Przecież rozmawialiśmy już na ten temat. – warknął ściskając pięści z nerwów.
- Zayn wszędzie cię szukałem. – powiedział chłopak z męską chrypką, który był tak na oko dwa lata od mnie starszy. Wyglądał jakbym go skądś kojarzyła. Moje myśli szybko powędrowały do grupki osób, którym przyglądałam się kiedy tu tylko przyszłam, jak załatwili interesy na temat narkotyków. Zaparło mi wdech w piersiach, gdy zdałam sobie sprawę, że był jednym z nich. Był bardzo wysoki. To udało mi się stwierdzić w pierwszych sekundach, kalkulując przy okazji jego zbudowane ciało. Był umięśniony i wydawał się być bardzo silny. Widać było, że dużo ćwiczy na siłowni, aby uzyskać efekt, tak umięśnionego ciała, do tego jego ręce były pokryte licznymi  kolorowymi i czarnymi tatuażami. Jeden z nich bardzo mnie zainspirował. Przedstawiał on piękny okręt, który w jakiś nie wyjaśniony sposób do niego bardzo pasował. Ten był przepiękny, ale i tak wszystkie tworzyły niesamowitą całość, każdy z nich do siebie w jakiś sposób pasował i łączył się z pozostałymi. Miał piękne, zielone oczy. Wcześniej chyba nigdy nie widziałam w żadnych czegoś takiego. Można było zatopić się w nich bez ograniczeń i już nigdy nie wypływać na powierzchnie. Czułam jak mnie przenikają i miałam wrażenie, jakby od teraz znał już moje myśli, a nawet moje całe życie. Czułam jakbym kiedyś już w nie patrzyła… Ale to nie możliwe prawda? Prawie zwijałam się w kłębek od tych tęczówek, byłam pewna, że patrzą na mnie tylko dlatego bo nie mogą nadziwić się, że ktoś może tak okropnie wyglądać. Czułam się strasznie nie komfortowo, grubo i po prostu obrzydliwie. Jego kręcone włosy, które były w jakimś artystycznym nieładzie, dodawały mu sporo uroku, ale nie na tyle, żeby zlikwidować jego dosyć groźną, uwodzicielską i pewną siebie postawę. Dziewczyny prawdopodobnie mdlały, gdy go widziały i szczerze? W ogóle się im nie dziwię.  Moje nogi, na jego widok, zmiękłyby na pewno, gdyby nie fakt, że i tak są już miękkie przez to, że po prostu tu jestem.- Może mnie zapoznasz? - znów z jego gardła wybrzmiała chrypka, ale tym razem była uwodzicielska? Do tego puścił mi oczko? Nie musiało mi się przewidzieć.
- Harry to moja siostra Lily. Lily to Harry. – powiedział Zayn obserwując mimikę twarzy Harrego, która od razu się zmieniła. Zielonooki odwrócił się zszokowany w stronę Mulata, a ja miałam chwilę, aby odetchnąć i odpocząć od jego męczących tęczówek, obiecując sobie, że już więcej na nie spojrzę.
- Harry. – powiedział już trochę pewniej, łobuzersko się uśmiechając i wyciągając rękę w moją stronę, której nie uchwyciłam. Nienawidziłam dotykać ludzi, a jeszcze bardziej nienawidziłam jak oni dotykali mnie. Po co to w ogóle komu?! Nie rozumiem tego.
- Lily. – odpowiedziałam mało dosłyszalnie udając, że czegoś tu szukam, opuszczając wzrok w dół, aby uniknąc jego wzroku.
 Chłopak schował rękę z powrotem  do kieszeni lekko się krzywiąc. W myślach w kółku prosiłam by przestał mnie obserwować i się na mnie patrzeć, mógłby sobie po prostu to darować i odejść.
- Trzymaj. – powiedziała Sky podając mi mojego drinka, którego nie chciałam. No, ale teraz przy Harrym na pewno nie odmowie, już i tak zapewne uważa mnie za dziwoląga. Wzięłam głęboki wdech i upiłam połowę zawartości czując jak alkohol rozpala mnie od środka. Rozglądałam się z roztargnieniem dokoła clubu, tutaj te wszystkie dziewczyny wyglądają sto razy lepiej niż ja, ubrane w seksowne sukienki, ledwie zakrywające ich pośladki, wysokie szpilki, uczesane w piękne fryzury. Ja tu w ogóle nie pasowałam. Nawet nie wiem czy pod moimi oczami nie ma ogromnych worów.
-Może ja też sobie takiego zamówię. – powiedział jaszcze bardziej uwodzicielsko przybliżył się w moją stronę, a jego ręce zaczęły zbliżać się do mojej tali, a ja w tym momencie chciałam uciekać. Nie dotykaj mnie!! Proszę!! Głos w mojej głowie krzyczał i krzyczał, ale wysoki brunet zdawał się tego nie słyszeć. Dlaczego tu przyszłam! Nie powinno mnie tu być! Proszę!! Dlaczego on chce mnie dotykać. Powinien się mnie brzydzić, tak jak ja! Nie byłam na to wszystko gotowa, jeszcze nie i chyba dopiero zdałam sobie z tego sprawę...Szkoda, że tak późno.
- A zapomniałem ci powiedzieć! Jakaś długowłosa brunetka cię szukała Styles. Powinieneś się nią chyba zaopiekować prawda? – Zayn! Uratował mnie. On wiedział, co się dzieje wewnątrz mnie. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie on. On znał mnie jak nikt inny i w każdej chwili wiedział co się dzieje. Malik posłał chłopakowi jedno z jego tajemniczych spojrzeń, a on jakby od razu je odczytał. Zanim jednak odszedł puścił do mnie oczko i łobuzersko się uśmiechną, jakby chciał mi powiedzieć "Jeszcze się spotkamy Lily", a ja miałam nadzieję, że to się nie wydarzy. Na samą myśl o kolejnym spotkaniu z nim wzdłuż mojego kręgosłupa rozeszły się nieprzyjemne ciarki.
-Zatańczysz ze mną?- Sky odwróciła się w stronę Mulata i delikatnie się uśmiechnęła, a jej oczy ewidentnie przybrały motyw proszący.- Zaraz wrócę do Lily i trochę ją rozruszam, ale jeden taniec miał być mój pamiętasz?- zanim zdążyłam zaprotestować, że nie chcę się jakoś nadmiernie rozrywać, para kołysała się seksownie ruszając swoimi ciałami do rytmu piosenki, co chwila obdarowując się pocałunkami. Ten wieczór nie zanosił się na przyjemny, a przynajmniej nie dla mnie. Wszyscy tutaj, na moje oko, genialnie się bawili tańcząc, popijając alkohol i zaciągając się czymś, czego nazwy chyba nie chcę znać, a ja stałam jak ta ostatnia ofiara pod oknem i zastanawiałam się, jak po cichu wymknąć się z tego miejsca. Zaczęłam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu wyjścia i możliwości dopchania się do niego, jednak moje prośby o normalnym odejściu stąd nie zostały wysłuchane. Nie dość, że tłum tańczył w ogromnym holu, praktycznie przy samym wyjściu, to koło samych drzwi siedział zalany w trupa chłopak, któremu zbierało się chyba na większe zaprzyjaźnienie z toaletą. Do tego w tym samym momencie moje oczy ujrzały coś, czego nie spodziewały się ujrzeć. Jak dużo mnie ominęło? To pytanie chyba zostanie ze mną do momentu, aż ktoś łaskawie nie wyjaśni mi tego, co działo się jak mnie tutaj nie było.
Kevin. Stał pod oknem na drugim końcu pokoju i otoczony był ludźmi z każdej strony. Pamiętam go, był kiedyś taki...Taki wesoły. Umiał każdego rozbawić, pocieszyć, doradzić. Nie znałam chyba nigdy takiej osoby jak on. Zawsze, gdy przyszło do jakichś wygłupów, każdy pomysł był jego i tak to jego pomysły zazwyczaj były najgłupsze ze wszytkach jakie kiedykolwiek mieliśmy razem z moja dawną paczką, ale i tak każdy realizowaliśmy
Lily! Pamiętałaś go!- przemknęło mi przez głowę. Tak to dziwne. Pamiętam wszystko do pewnego momentu, a potem dziurę. Czarną, ogromną dziurę. Moja pamięć kończy się na tym, gdy wszystko moim życiu było poukładane, takie idealne, byłam szczęśliwa, moja cała paczka przyjaciół była szczęśliwa... Czy to nie jest podejrzane? A wszystko wraca, gdy całe moje życie legło w gruzach, gdy przytyłam, gdy przestałam wychodzić i zaszywałam się, gdzieś w zaułkach domu. Zawsze myślałam, że to przez to, że tak okropnie wyglądam, ale tu musi być coś więcej, bo gdy zaczęłam chodzić do szkoły spotykam ich.  Nialla, teraz Kevina i oni też nie wyglądają najlepiej i ciężko jest to opisać...To uczucie, gdy widzisz ich takich zniszczonych. Kevin handlował narkotykami. Przynajmniej tak to właśnie wyglądało. 
Jego włosy, w totalnym nieładzie opadały mu na czoło, a podkrążone i zagubione oczy błądziły po twarzach ludzi, zachęcając by wzięli jego towar. Był taki zmarnowany i jego blada cera o tym doskonale świadczyła. Zawsze myślałam, że to ja potrzebowałam pomocy, której nie chciałam przyjąć od nikogo, ale  dlaczego zapomniałam o najważniejszych dla mnie ludziach. Chciałam wyjść za chłopakiem, ale ktoś mi na to nie pozwolił. Przy drzwiach  pojawiła się postać, której nienawidziłam od zawsze. W mojej głowie odbijał się echem jego śmiech, który pamiętam doskonale. Taki chrapliwy, obrzydliwy, szyderczy, taki pozbawiony nawet kręgosłupa moralnego. Chłopak, który stał przede mną mścił się na mnie od zawsze...Tylko ja nigdy nie wiedziałam dlaczego. Co ja mu takiego zrobiłam?! To pytanie prześladowało mnie odkąd go pierwszy raz zobaczyłam.
-Proszę, proszę...Kogo my tu mamy. Mała, biedna, zagubiona Lily. Och złotko, tak dawno cię widziałem...Zniknęłaś chyba wtedy, gdy zatraciłaś się w jedzeniu. Pamiętasz to jeszcze? O tak, kupę lat…
-Louis...
-O, a moje imię pamiętasz doskonale, czy to nie zaszczyt? Może się trochę zabawimy… Jak za dawnych czasów, co?- jego dłonie w szybkim tempie zbliżyły się do mnie, a ja w mgnieniu oka dostałam drgawek ze strachu. Nie dotykaj!! Proszę!! Znów ten sam głos, ale tym razem wiedziałam, że mnie nie usłyszy.- Nie bój się kochanie. Przecież to tylko ja. Och, a może wrócimy do jakichś twoich starych ksywek.- w jego oczach zapaliły się iskierki nienawiści, rozbawienia, zażenowani i wielu innych emocji, których nie chciałam znać. Gdy jego dłoń dotknęła mojego policzka, moje serce skurczyło się i kazało mi stąd uciekać. Pierwszy raz dzisiaj go posłuchałam. Wyminęłam Louisa i wybiegłam na  zewnątrz. Droga przede mną jakby się kurczyła i przytłaczała mnie wraz z roznoszącym się w powietrzu śmiechem chłopaka. Moje ręce gwałtownie zaczęły zaciskać się na skórze i przesuwać po niej, kalecząc ją i sprawiając, że robiła się cała czerwona, a siniaki były nieuniknione. Jednak to wszystko przez wspomnienia tego, co kiedyś mi zrobił, był okrutny bez powodu, a przynajmniej ja takiego nie znałam. Odkąd pamiętam zawsze to robił, wiedział, że nienawidzę gdy ktoś mnie dotyka i dostaje przez to histerii. Zabija mnie to od środka, ponieważ jestem całkowicie pewna co sobie taka osoba o mnie myśli i jak bardzo może odepchnąć ją ode mnie fakt, gdy poczuję jak bardzo jestem tłusta na ciele. Znam ludzi i wiem, że dla nich wygląd jest najważniejszy. Z brzydulą i grubaską nikt nie chce się przyjaźnić, a co dopiero być w związku. Każdego dnia tak bardzo od nowa zabija mnie ta myśl, że czasem nie mam siły wyjść z łóżka i nawet pokazać się we własnym domu na dole, gdzie jest tylko moja matka i Zayn.  Mój bieg nie ustawał, a skóra zaczynała niemiłosiernie piec


 Dopiero tera zdałam sobie sprawę z tego, że łzy wydobywają się z moich oczu, a palce są całe pokryte krwią z moich ramion, niemal prawie pisnęłam na ten widok, ale szybko o tym zapomniałam, ponieważ usłyszałam za sobą czyjeś kroki. On za mną idzie! Biegnie! Zaczęłam znów swój bieg, który niemal zależał od tego czy to przeżyje. W biegach byłam najlepsza, dlatego strasznie zdziwił mnie fakt, że ten KTOŚ  mnie dogania co z potęgowało moje przerażenie. Tylko jedna osoba umiała mnie doganiać i z pewnością był to ON.





Nawet niewinne rzeczy
 w cudzych rękach  potrafią zmienić się w
truciznę 


_____________________________________________

Hejka kochani♥

Tak więc przychodzę z nowym rozdziałem. Jak Wam się podoba? Proszę o szczere opinie, bo ja widzicie trochę to trwało zanim tutaj go opublikowałam. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki miałam zastój. Strasznie ciężko było mi go napisać i sami musicie ocenić jak wyszedł. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.

Jeśli chodzi o Just give me a free love to moja praca nad nowym rozdziałem wciąż trwa, jednak zbliżam się chyba powoli do jakichś konkretów. Także bardzo proszę o cierpliwość.
Przypominam, że dalej możecie zadawać pytania na ask-u do mnie jak i do obydwu blogów.

Kocham Was mocno ;*
Do zobaczenia♥
XX




11 komentarzy:

  1. Omg! Mega! Po prostu mnie zaczarowałaś. Czuje niedosyt. Chce więcej. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest genialny. Ogólnie to, co piszesz na tym blogu jest takie tajemnicze. Z każdym zdaniem coraz bardziej zastanawiam się o co chodzi z przeszłością Lily. Dawaj, pisz szybko kolejny i go publikuj, bo wprost nie mogę się doczekać. Pzdr i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER!!!
    Aaaa widzę gif z "Darów Anioła" :D Kocham!

    Czekam na next <3
    Nicol <3
    http://harrykochakotki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział genialny!
      Piszę jeszcze raz, bo kiedy wtedy pisałam rozdział byłam lekko zaćmiona, nie rozumiem czemu nie napisałam nic więcej. (Szkoła. Wysysa cała energie!)~
      Tak czy siak rozdział przecudowny, naprawdę mi się podobał, przeczytałam go teraz jeszcze raz i zrobił na mnie jeszcze lepsze wrażenie ;)

      Czekam na next!

      Usuń
  4. Trochę się poczepiam, jeżeli pozwolisz:
    Źle zapisujesz dialogi. Tak, cholerstwo jest zdecydowanie trudne, ale to kwestia przyzwyczajenia. Jeżeli po myślniku opisujesz sposób wypowiedzenia słów (oznajmiłem, mruknęłam, rzucił, powiedziała) nie stawiasz przed nim kropki. Pozbądź się jej. Piszesz też z małej litery. Jeżeli z kolei wstawiasz zupełnie inne zdanie (Blablabla. - Zyan zrobiłtoito) pojawia się kropka, a to właśnie zdanie zaczynasz wielką literą.
    To tyle teorii.
    Piszesz dość tajemniczo. Główna bohaterka zdaje się być enigmatyczną osobą, a to bardzo dobrze, bo czytelnika do niej ciągnie. W każdym razie do poznawania jej sekretów. Przynajmniej w opowiadaniach można wchodzić z ubłoconymi butami w cudze życie.
    Szczególnie interesujący był tekst pisany kursywą.
    Wkradają ci się powtórzenia. Nie takie, żeby raniły mój zmysł dobrego smaku, ale też nie są na tyle zakamuflowane, żeby ich nie zauważać. Wypisałbym ci, ale już nie pamiętam o co chodziło. Jak chcesz się ich pozbyć przeczytaj sobie cały tekst jeszcze raz, ale na głos. Tak, wiem, brzmi się wtedy jak idiota, ale pomaga.
    Ogólnie masz przyjemny, lekki styl i nie nudzisz. Poza tym nie zmęczyłaś mnie, kiedy to czytałem, więc gratuluję.
    Weny!
    psychopoduszka.blogpost.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział. Naprawdę zaczynam go kochac z całego serca. Tak bardzo szkoda mi głównej bohaterki, naprawdę musi być jej ciężko w życiu.
    Świetnie piszesz, aż wzroku nie mogę oderwać od tych literek. Ułożyłaś tak wspaniała historię i stworzyłaś takich bohaterów, że jau! Congratulatiuons ! A tak w ogóle, to się już nie mogę doczekać i moimi priorytetami jest by dowiedzieć się wszystkiego o bohaterce. Tyle jest tajemnic, że wow, i każda ciekawsza od poprzedniej ! No i jestem ciekawa czy będzie ta love nie? Czuję, że będzie się tu dużo działo i mam ochotę pobawić się w detektywa by się wszystkiego dowiedzieć o przeszłości bohaterki. Kocham to!
    Czekam, czekam, czekam.
    Życzę weny i pozdrawiam. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej. :) Dziękuję Ci bardzo za komentarz u mnie, jest mi bardzo miło, naprawdę. :)
    Przeczytałam rozdział i już na samym wstępie chciałam napisać, ze cieszę się, że jest on taki długi, uwielbiam czytać dużo.
    Ok, ale przechodzę już do treści.
    Główna bohaterka wydaje mi się być taka zagubiona. I w sumie nie dziwię się jej. Wyleciał jej strasznie długi czas z życia i to przez jej własną matkę. Wiadomo, każdy chce dla swojego dziecka, jak najlepiej, ale czy to wyszło na dobre Lilly? Nie wydaje mi się. Biedna, nie ma co ze sobą począć, nie ma z kim porozmawiać, a na dodatek jej ukochana przyjaciółka Maggie nie żyje i ona zupełnie nie wie, jak to się stało.
    Lilly musiała mieć naprawdę ciężko skoro było skłonna do popełnienia samobójstwa. Jednak mam nadzieję, że w jej życiu będzie teraz już tylko lepiej.
    Dobrze, że przyszła na imprezę, na którą zaprosiła ją Sky, która jak się okazało jest dziewczyną jej brata, Zayna.

    Przepraszam, że tak krótko i chaotycznie, ale obiecuję z ręką na sercu, że w następnym rozdziale się poprawię. Nie mam za dużo czasu,m a koniecznie chciałam nadrobić choć trochę zaległości na moim blogu.
    Mam nadzieję, że mi wybaczysz. :>

    A co do mojego opowiadania to owszem, jest ono pisane na podstawie filmu ''Keith'' i jest to uwzględnione w zakładce ''o blogu''. Uwielbiam ten film dlatego nie mogłam się oprzeć opisaniu tej historii we własnych słowach. Myślę, że na początkowej fazie mojej kariery blogowej to wystarczy - kolejna historia będzie juz całkowicie moja. :)

    fatal--love.blogspot.com
    ściskam i życzę miłego dnia!

    ps: aha i oczywiście proszę o informację o nowych rozdziałach. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to mam kolejny blog do czytania. Stradznie dlugie rozdzialy, jak dla mnie. Czytalam i czytalam, a konca nie bylo widac.
    Ale fajne opowiadanko.
    Pozdrawiam i zycze duzo weny.
    Zapraszam do siebie w wolnej chwili: http://czerwcowakatastrofa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli znajdziesz chwilę to zapraszam na nowy rozdział.
    fatal--love.blogspot.com
    ściskam! :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj!